Dlatego nie lubię restrykcji dietetycznych i dlatego właśnie liczenie kalorii bez żadnych ograniczeń jest zayebiste - bo człowiek podświadomie cały czas zmienia źródło makroskładników. Z tego powodu lubię też to podejście rotacji żywnościowej - żeby nie opierać się cały czas na tym samym menu - tutaj akurat jest moja słabość, bo lubię wcinać i kupować to samo - bo to szybkie i łatwe.
Generalnie są różne typy ludzi.
- Tacy, którzy schudną gdy po prostu wyczyszczą miskę
- Tacy którzy schudną dopiero jak będą wszystko liczyli
- Tacy, którzy nigdy nie schudną bo szukają wymówek
Jednak wg mnie dojście do poziomu <10% zawsze będzie wymagało liczenia (przynajmniej naturalnie, nie wiem jak tam na wspomaganiu). Pytanie, komu potrzebny jest jednocyfrowy BF.
Mój kolega schudnął 15 kg - i utrzymuje to od dwóch lat - po prostu licząc kalorie. Podczas liczenia doszedł do wniosku że wyperdala wszystkie słodkie napoje, ale np batoniki zostawił I bardzo dobrze. Już teraz nie liczy, ale świadomość tego co ile ma kalorii ma większą niż większość osób - nawet tych z kręgu dietetyki.
I on też zawsze powtarzał, że ludzie koniec końców lubią siebie oszukiwać - czyli np liczą kalorie i jak szacują potrawy których nie ma w tabelach, to szacują zawsze zbyt łaskawie. On z kolei robił tak że jak nie wiedział czy dana potrawa ma więcej czy mniej kalorii to zawsze dawał mniej, bo ciała się nie oszuka.
A był kumpel jego, który też liczył i mówił - "no, zjadłem pół pizzy to max 600 kcal no nie?" I tak parę razy w tygodniu "Szacował" na swoją korzyść (czyli dawał potrawom dużo mniej niż mają) i się dziwił że nie chudnie
Trzeba się pogodzić z tym, że zawsze prędzej czy później ten dyskomfort z powodu głodu powinien się pojawić.