A ja pójdę nieco inną drogą niż większość przedmówców. Otóż pochodzę ze wsi, a tam jak wiadomo wódeczka to swego rodzaju tradycja. Mój ojciec jednakowoż nie należy do osób regularnie raczących się tym trunkiem i ja również poszedłem w jego ślady. Nie to, że mam jakiegoś kaca po chlaniu - po prostu nie lubię stanu braku pełnej kontroli nad ciałem, o tym już kiedyś pisałem. Ale wracam do głównego wątku. Mam więc w rodzinie wiele osób, które za kołnierz nie wylewają. Praktycznie co tydzień, dwa tygodnie jest u nich ostra popijawa. W tygodniu trzeźwi, w weekend niekoniecznie. Taka właśnie nietypowa tradycja. I ktoś mógłby powiedzieć - no alkoholicy jak cholera. Dla mnie natomiast, oni w ten, dziwny nieco sposób, zacieśniają więzi i spędzają sobotni wieczór. Jestem pewien, że bez tych "sobotnich kolacyj" jak za wujka Augusta czuliby pewną pustkę.
Oczywiście nie namawiam Cię do picia alkoholu, w żadnym wypadku! Tym niemniej chcę Ci uświadomić tę cienką granicę pomiędzy alkoholizmem, gdzie organizm potrzebuje procentów czysto fizycznie i również psychicznie, a pewnym, powiedziałbym, przyzwyczajeniem.
No bo ja na ten przykład czułbym się nieswojo bez
treningów i czytania. Czy to oznacza, że jestem uzależniony? Pewnie tak. Czy potrafiłbym żyć bez tego? Pewnie nie.
Na koniec - wzbudzasz we mnie ogromny podziw podjęciem tego eksperymentu i dojściem do wspomnianych wniosków bez pomocy z zewnątrz.