Ja lubię
trójbój siłowy. Gdy przekracza się kolejne bariery to jest to satysfakcjonujące. W dodatku teraz w akademiku te studenciaki to same suchoklatesy i najwięcej tam biorę, bo stary kolega-koks co miał klucze od siłowni wyprowadził się. Szczerze powiedziawszy trochę żałuję, że kolega, z którym se ćwiczyliśmy wyprowadził się z akademika. Jednak w grupie raźniej i w dodatku naprawdę się przykładaliśmy do treningów i efekty były.
Teraz niestety same suchoklatesy zostały, które nawet przyasekurować przy ławeczce nie umieją, bo przy powtórzeniu od razu wpychają łapy i przeszkadzają, zamiast dopiero wtedy jak nie mogę podnieść i sztanga idzie w dół i nawet jakbyś im to tłumaczył to i tak oni swoje i kilka razy nie wiem czy zrobiłem maksa samemu czy z pomocą.
Ale teraz przysiad i martwy nie robią jakoś na maksa, tylko tak rekreacyjnie bardziej. Tylko ławkę na 100% cisnę. Ale i tak wyniki mam takie sobie.
Fajne jest to uczucie jesteś tylko ty i sztanga i ta sztanga cię przygniata i wszystkie problemy tego świata znikają i skupiasz się jedynie na przygniatającej cię sztandze. Poza tym lubię żelastwo, takie jest ciche i spokojne, miłe i zawsze na ciebie czeka.
Tak w ogóle to fajnie by było mieć własną siłownie. Tylko żeby zdrowie dopisało, bo mnie tam bark łapał i kumpla też trochę.
Tylko wiecie taką siłownie, a nie jakieś fitness siłownia dla bab. Ta siłownia co mam ją teraz w akademik to ma klimat. W piwnicy trochę żelastwa jakiś atlas i jest git. Wcześniej u znajomego trenowałem, samo stare żelastwo, cegłe było widać, bo w środku nieotynkowane, czasem pi@gało w zimie, ale się robiło swoje. Takie siłownie mają klimat. Wiecie taka surowość i prostota. Ławka skośnja do brzuszków nawet była tyle, że domowej roboty z drewna.
Zmieniony przez - Agares25 w dniu 2019-02-15 17:50:19