taka sobie:

Wiem, co masz na myśli piszac o natychmiastowych efektach-sama jeszcze do niedawna eksperymentowałam na podobna modłę z dietami, głodówkami i nie tylko- dopiero od roku w miare racjonalnie sie odżywiam. Na pewno to co robie dalekie jest od perfekcji, ale sie staram , a to najważniejsze chyba. Ale najlepiej jest przejść te wszystkie "diety cud" na sobie, wtedy człowiek nie ma tego "niedosytu" i dziwnego poczucia , że "szansa na pikna sylwetkie przeszła mnie koło nosa, a to tylko -13 dni! (albo mniej)..głodówki"
Jak to wszystko zawiedzie, a zawiedzie na 100% (efekt jojo,
katabolizm, itp. ) wtedy przychodzi opamiętanie, człowiek łapie dystans do diet i do siebie, dochodzi do wniosku, że lepiej wolniej a żeby skutek był trwalszy no i zdropwiej przede wszystkim
Ale na to potrzeba czasu i ja to w sumie rozumiem.
Ale biorąc pod uwage taka "małą" prawde życiową, że najwiecej kosztuje nauka na własnych błędach, to jednak odzywa się we mnie bunt i chciałabym Was jakos odciągnąć od tego, no ale cóż..
juz się zamykam
ps. looknęłam na główne założenia tzw. "metody Tombaka" i już na pierwszy rzut oka nie spodobał mi się motyw z ograniczeniem protein z mięsa do minimum..

Awersje mam do wszelkiego "ekstremum" obojetnie w którą stronę przy diecie.
Ale jeszcze na ten temat poczytam.
pozdrawiam