Dziś mój ostatni dzień diety i mam sporo przemyśleń na jej temat, niekoniecznie pozytywnych. Chcę się właśnie z Wami tym podzielić.
Widzę efekty, ale mam duzo ale. Nie miałam sporo do zrzucenia, ważyłam 57 przy wroście 164 a teraz waże 54kg, w pasie 5cm mniej, w biodrach 3cm, w udzie 2cm.
W drugi dzień diety zaczełam ćwiczyć (wcześnej długo nie byłam aktywna fizyznie, ze względu na dziecko) - rowerek + jakieś ćwiczenia (najwięcej na brzuch) + 2 razy w tyg basen. Jestem pewna, ze jeśli nie byłoby tej aktywności fizycznej, to nie miałabym nawet w połowie takich efektów.
ALE.... W ósmym dniu diety, zaczełam plamić, i to dość poważnie, krwawię do dzisiaj, zaczełam odczuwać zimno, przeogromną chcicę na coś słodkiego.
Moja siostra, która razem ze mną raczeła dietkę (dwa dni później), w pierwszym tygodniu wymiotowała, w drugim tygodniu zaczeła tak jak ja krwawić, momentami czuła pogorszenie wzroku.
Obie nigdy nie miałyśmy takich objawów, stąd wniosek - ta dieta upośledza organizm. Nie zgodzę się w żadnym wypadku, ze jest to dieta przyśpieszająca i poprawiająca metabolizm organizmu, raczej wręcz odwrotnie. Organizm, który na śniadanie dostaje na żołądek tylko kawę, juz z rana zwalnia metabolizm, ponieważ dostał na dzień dobry informację, ze dziś nie będzie za dużo jedzonka i trzeba troszkę zmagazynować.
Więc od razu na samym początku jest błąd - sama kawa na śniadanie???
NIe róbcie tego błedu kończąc tą dietę, nie zostajcie przy takim śniadaniu!!! Prędzej czy później wróci WIELKIE jojo!!
Ja od 11 dnia troszkę zmodyfikowałm tą dietkę, niby trzymałam się ogólnych zasad, ale nie katowałam organizmu - nie wierzcie tak samo w przesłanie, ze jak nie trzymasz się zasad, to przerywasz efekt diety - totalna bzdura!!! Oczywiście nie mówię tu, ze ja jak zjecie pół torta, czy pół bochenka chleba

, to będzie dobrze, bo nie będzie. Ja mówię o drobnych modyfikacjach, zdrowym jedzeniem.
W 11 dniu zdadłam na śniadanie 1 grzankę i po 2h po lanchu jeszcze dwie.
Szłam na basen, i gdybym tego nie zrobiła, to pewnie zemdlałabym. W trakcie pływania na pewno to spaliłam. Po basenie wziełam sobie 3 oboce (jabłko, kiwi, mandarynkę) pokroiłam i wymieszałam z jogurtem .
W dniu 12-stym na śniadanko tak samo 2 grzanki z kawą, a do lunchu do rybki dodałam tartą marchewkę z jabłuszkiem. Znów po lunchu 2h zjadłam troszkę żurku (chudego, gotowanego na rosołku z połówką jajka - była tego raptem moze filiżanka?? czyli około 150ml) Noi na obiadek wieczorny gotowane szparagi (zamiennie za brokuły) i dwa kotleciki wołowe z koperkiem.
Dziś 13-sty dzień, czuję się juz lepiej, mineło zimno, osłabienie, i najważniejsze - mineła chęć na słodycze. Dziś oczywiście tez modyfiakcja - 2 grzanki +kawka, na lunch zjadłam jajecznicę z dwóch jajek z koperkiem + tarta marchewka z jabłuszkiem. Pewnie za 2g zjem troszkę zupki cebulowej, którą dziś ugotowałam, a na wieczorny obiadek kurczaczka z sałatą.
Nie zauważyłam, zeby waga skoczyła mi w górę po tych kombinacjach. A czuję sie o niebo lepiej.
Wielu z was pyta, co robić, jak się odżywiać dalej po diecie, ja już wiem, i wiem jak to zobić mądrze dla organizmu. To wszystko dzięki jednemu artykułowi z tego forum - jeden z najmądrzejszych artykułów jaki w ostatnim czasie czytałam.
Odsyłam do lektury -
https://www.sfd.pl/temat64042/
Aha i na sam koniec - (Jogger, nie obraź się), ale nie wierzcie ślepo w jego rady, bo nie zawsze są trafione.
Wysnułam taki wniosek, ponieważ na wszelkie dolegliwości (np zimno, wymioty, krwawienie, ból głowy, osłabienie - poleca łykanie chemii, często niezbyt przyjaznej dla organizmu - a czy to jest rozwiązanie?? Jogger, nie znam Cię, ale nie sądzę, ze jesteś lekarzem.