Heja ludziska!
A ja już prawie mam dietkę za sobą. Dzisiaj jest 11 dzień diety. Najwięcej schudłam w pierwszym tygodniu po siódmym dniu (ponad kilogram) tak chudłam codziennie troszeczkę. Zaniepokoiło mnie jedno - kiedy zaczęłam drugi tydzień diety to po tym stosunkowo ciężkim siódmym dniu porcje proponowane na obiad i kolację po prostu rozepchały mi żołądek. Od siódmego dnia nie schudłam ani grama mało tego przytyłam 700 gram!!!!!!!! Ciekawa jestem dlaczego? Nie złamałam diety w żadnym punkciku, nie dodawałam jakichś tam otrębów owsianych, czy nie zażywałam ''landryny bezpieczeństwa'', nie piłam nawet żadnych herbat (oprócz 7-ego dnia). Mało tego na fitnesie dawałam z siebie mimo braku sił wszystko aż mi pot ściekał po tyłku a tu co niespodzianka? Znajoma mówiła mi, że w drugim tygodniu to się dopiero zaczyna chudnąć a ja wręcz na odwrót. Z drugiej jednak strony pocieszam się, że zalecane jest zważyć się dopiero po ukończeniu diety, być może jest to chwilowe zachwianie gospodarki wodnej.
Pytanko: Czy po 13 - tym dniu mogę sobie zrobić dzień na wodzie?
Po skończeniu diety czy można np. zajadać sobie musli z mlekiem? czy zawsze porcja
białka (jajka, wędliny, ryba, mięcho)+ warzywka ?
Zawsze piłam kawę z mlekiem, czy mam wrócić do dawnych nawyków czy też trzymać się czarnej kawy z kostką cukru rano na śniadanie.
Na śniadanie mam tylko kawę? czy też mogę sobie je urozmaicić np. 1 kromką pieczywa chrupkiego żytniegoz jakąś sałatą, ogórkiem, pomidorem i serem?
Co z serami pleśniowymi i żółtymi - w diecie omijaliśmy ser żółty czy można go jeść ,,bezpiecznie''?
Tyle tych pytań ale jestem już tak zdesperowana i z drugiej strony dumna ze swoich osiągnięć, że żal byłoby stracić osiągnięty efekt.
Pozdrowionka dla wszystkich wytrwałych.
Na pocieszenie dla osób, które zaczęły i odczuwają głód - głód mija, żołądek się kurczy, że nawet nie można przełknąć sałaty.