Wczoraj zyebalem na maxa - na koniec treningu bylem pewien na 100%.
W sumie dzisiaj wcale nie lepiej.
Zero nabicia,choc pod koniec cos zaczelo sie pojawiac ale max 1/3 z tego co jest na tygodniu czasami,wiec plan nie wypalił.
Ale tez plan mial byc inny,
miało wlecieć sporo fatu + sporo wody.
Ale ani jednego ani drugiego nie wleciało duzo.
O bialku nawet nie wspomnę,bo jak wlecialo ze 100gram bedzie dobrze.
Taki plus ze po raz kolejny sie wyspałem za caly tydzien.
Male pocieszenie.
Druga rzecz - dzis troche prezypsalem i juz o 1,5h bylem w plecy.
Wiec fast food zamiast o 11 poszedl o 12:30
W domu bylem o 13:15
Silownia do 15,ale minus 20min na fotki.
Wiec silownia do 14:45 ....gdzies.
Wyebalem maka ze smakiem,nie dziwne skoro przyglodzony strasznie.
Synowi kilka frytek podjadlem i do domu.
Aby po 20min wypic jakies pompery.
!
Fast food powinien pojsc min 2h przed,coż......zycie.
Jak wszedłem na sale to dopiero chyba zaczynalo sie trawic.
Myslalem zeby sie nie porzygac i ile czasu do zamknięcia mam.
Wiec nawet dobrze sie nie spompowalem na treningu.
W ogóle cały dzień do De.
Plan byl taki ze skocze o tej 11 na maka.
Wroce do domu ok 12 - wiec bede mial czas aby zjesc jeszcze cos
przed treningiem,przed wyjściem,jakis sok i snickersa.
A tu zjadłem przed samym treningiem maka.
Jeszcze nigdy planowana sesja mi nie wyszla.
Lapeiej wychodzi znienacka.
Jak cos planuje dzien wcześniej zawsze mam te 2h opóźnienia.
A to przez to ze siłownie zamykają o 15 [w sobote!] .
W niedziele o 13.
Jakby byla do tej 17,nie mowiac o 19 - to nawet poranną obsuwę idzie naprawic pozniej.
A tak jak zyebie cos rano - nie ma bata - jest gonitwa.
Zmieniony przez - solaros w dniu 2016-04-30 20:15:14