podbiegi 3x1100m
Nie ma to jak jechac na trening ze świadomością, że będzie bolało i to bardzo W połowie drogi zorientowałam się, że zapomniałam kompresów, a nie było czasu żeby wrócić. Łydki dostały po dupie
Znowu lasek. Tym razem ten sam długi podbieg 3x. Prawie umarłam
Najpierw marsz i ćwiczenia, a później od razu do góry. Na zawodach często start zaczyna się od podbiegu więc trzeba się przyzwyczajać.
Pierwszy spokojnie, drugi mocniej, trzeci najszybciej. Ten pierwszy jeszcze poszedł, reszta to koszmar. Nawet nie walka o tempo, ale walka z głową, żeby sie nie zatrzymać Ból w nogach, tętno w kosmosie, brak powietrza w płucach... a tu końca nie widać Ten trzeci to tylko siłą woli, trzymała mnie jedynie myśl, że to ostatni. Po każdy krótki trucht i mocniejszy zbieg połączony z kawałkiem płaskiego i z trudnym terenem - krzaki, nisko gałęzie, kamienie i korzenie. Tez chciałam zrobić trzecie najszybciej, ale niestety drugi okazał się najszybszy, a ostatni wolniejszy o jakieś 3 sekundy.
Na koniec na zmęczeniu spokojny truchcik 5km z założeniem, że wszystkie podbiegi w truchcie. Tylko w jednym momencie przeszłam do marszu, bo nie dość że stromo to jeszcze mokro i nogi zjeżdzały. Na zdjęciu nie wygląda tak starsznie. Pod koniec treningu łydki jak kamienie
Miał być jeszcze krótki trening góry, ale odpuściłam. Raz że brakło czasu a dwa, po wczorajszym rolowaniu boli mnie piersiowy i lekko ręka. Niech odpocznie, bo jutro będzie ciężko
Zmieniony przez - Viki w dniu 2019-07-15 20:17:52