26.11 sobota
Najpierw rano ostatni bieg z cyklu Nowa Huta w czterech smakach - Jesień 5km. Założenie było żeby pobiec spokojnie na tyle na ile to będzie możliwe mimo że tak krótkie trasy biega się raczej szybko
Sprawdziłam sobie ile mam punktów w klasyfikacji ogólnej i ile ma rywalka z 3 miejsca. Było 9 punktów różnicy (ilość punktów to suma zajętych w biegach miejsca). Sprawdziłam sobie numer startowy rywalki, zlokalizowałam ją przed startem i od początku pilnowałam ile kobiet jest przede mną, jak to się przekłada na punkty i jak sobie radzi rywalka. Jak podsumował kolega - to było zimne wyrachowanie a nie bieg
W każdym razie połowa biegu dość spokojnie i pierwszy raz tak fajnie mi się biegło. W drugiej części trochę przyspieszyłam żeby nie stracić zbyt wielu punktów. Ostatecznie przybiegłam na 8 miejscu (czas 29:22) co pozwoliło mi zachować drugie miejsce
Oficjalne wyniki całego cyklu mają być dopiero za kilka dni, a nagrody dopiero w styczniu na pierwszym biegu nowego cyklu
W sumie do ostatniego schodka na podium niewiele brakło a różnice między miejscami 4-8 były minimalne. Spokojnie mogłam gonić, ale ze względu na jutrzejsze badania wydolnościowe nie chciałam szaleć. Szczególnie że warunki były dość trudne, bardzo dużo błota i ślisko (bieg po łąkach), jedynie na początku i na końcu asfalt i krótki odcinek w trakcie.
O ile w trakcie biegu i po nie czułam się zmęczona, to popołudniu odczułam że to jednak było wysokie tętno. Spotkałam też znajomego fotografa, rozmawiałam o planach na przyszły sezon, polecał mi zimowy Turbacz ze względu na piękną zimę i widoki które są co roku
Ducha też polecał. Przy okazji wypytałam też o najdłuższą trasę na letnim Turbaczu i chyba zaryzykuje i w końcu przebiegne najdłuższy dystans w życiu
Po południu warsztaty z latania. Bardzo fajne. Trochę psychologii i teorii, później praktyka, ale zupełnie inaczej niż do tej pory, bo praktycznie przez prawie dwie godziny robiliśmy to samo
każdy na tyle na ile czuł się pewnie. Dla mnie super podejście, bo bez presji, bez latania coraz wyżej i dalej, bez skupiania się na drążku który zwykle był celem. Przy okazji było nagrywanie i analizowanie i w końcu wyłapałam jeden błąd, udało się poprawić i nawet spodobały mi się też ćwiczenia, a do drążka zaczęłam dolatywać zupełnie o tym nie myśląc. Bardzo fajny punkt wyjścia do samodzielnych
treningów. Oczywiście nie zaczęłam nagle latać na 2 metry, ale nie to było celem warsztatów. Cel był bardziej psychologiczny
Zadowolona jestem i muszę pokombinować żeby chociaż raz w tygodniu gdzieś to latanie poćwiczyć, choćby chwilę.
Zmieniony przez - Viki w dniu 2022-11-26 18:14:49
Zmieniony przez - Viki w dniu 2022-11-26 18:23:31