30.09
Dziś krótki trening góry. Chciałam iść do klubu wieczorem ale nie ma szans, więc poćwiczyłam trochę w domu. Zakwasy mam po poprzednim treningu, dlatego nie szalałam.
1. Lina
3 serie: 1x wejście bez nóg + 5x wejście z nogami opartymi o podłogę
W przerwie spięcia brzucha
?feature=share
2. Kołkownica
3 serie: 1x wejście + 1x zejście
W przerwie unoszenie prostych nóg leżeniu
3. Pike push up + "rozjad"
2 serie po 5p
W przerwie równowaga
Na koniec trochę spamu książkowego
Skończyłam czytać "Jeszcze jedna mila".
Zupełnie mi nie podeszła ta książka co nie oznacza, że nie warto przeczytać. Myślę że każdy będzie miał własne odczucia po przeczytaniu. Mojej znajomej się podobało.
Mnie drażnił lekceważący styl pisania autorki, dało się też odczuć że uważa się za lepszą od innych. Bez kryzysów, gorszych momentów, ot po prostu biegła i wygrywała. A jak jej poszło gorzej (o czym niewiele wspomina) to dlatego że akurat nie miała serca do danego biegu albo jej się nie chciało. Nie znajdziemy tam barwnych relacji, raczej wszystko na zasadzie - było ciężko ale jestem zaj**ista więc dałam radę. Zresztą tego "ciężko" wcale nie odczułam, raczej te wszystkie biegi wydawały się niewielkim wyzwaniem dla autorki. Zupełnie inaczej czyta się relację Jurka Scotta. I gdyby nie to, że on świetnie przedstawił trudy biegu Badweter to po samej relacji autorki nie miałabym obrazu jak trudny jest ten bieg. (Odnośnie Jurka Scotta to autorka wspomina, że jak pierwszy raz wystartował w Badweter to była pewna że nawet nie ukończy, nie był przecież tak zayebisty jak ona...).
Kolejna kwestia która mnie zniechęciła to pewne zachowania autorki, zupełnie dla mnie nieakceptowalne które uważam za promowanie głupoty. Brak rozsądku i nieodpowiedzialność. Dlaczego?
Po pierwsze już na początku wspomina, że nigdy nie traktowała cięcia cesarskiego jak operacji i 10 tygodni po cc przebiegła ultra 160km. I to pomimo że była zmęczona bo dziecko nie dawało spać w nocy. Napisane w taki sposób jakby to było coś zupełnie normalnego i zależało jedynie od naszych chęci. Ani słowa o możliwych konsekwencjach zdrowotnych. Ale to nie koniec, bo kilka rozdziałów okazuje się, że do biegania wracała za każdym razem kilka dni po cc. Napewno nie jest to przykład do naśladowania.
Mało tego, autorka przez kilkanaście lat zmagała się z anoreksją. I w sumie nie wiemy jaki negatywny wpływ miała na nią ta choroba, poza tym że gdzieś tam wspomina że była w szpitalu na leczeniu. Za to mamy sporo pozytywów - przyzwyczaiła się do niejedzenia przez co jest świetnie przystosowane do biegów ultra. Potrafi nic nie jeść na długich dystansach i dzięki temu nie ma problemów z żołądkiem. Organizm jest nauczony funkcjonowania bez paliwa. No nic, tylko wpaść w anoreksję planując starty na długich dystansach. Co prawda na końcu rozdziału pojawia się jedno zdanie, że ostatecznie anoreksja nie była niczym dobrym a raczej strasznym, ale mam wrażenie że to tylko w ramach przyzwoitości żeby nikt nie zarzucił promowania głupoty. Nie ma słowa o negatywnym wpływie na organizm i konsekwencjach zdrowotnych, same pozytywy.
Dowiadujemy się też, że autorka nie przykłada wagi do jedzenia na co dzień, nie zawraca sobie głowy żadną dietą, je byle co, co akurat ma pod ręką, niekoniecznie zdrowe i je raczej mało.
Naprawdę idealny przykład do naśladowania dla innych sportowców, zwłaszcza kobiet amatorek...
Ja nie znalazłam w książce motywacji a osiągnięcia autorki nie zrobiły na mnie dużego wrażenia. Nie motywuje mnie ktoś kto twierdzi że nie lubi biegać długich dystansach i dzięki temu tak świetnie sobie radzi bo nauczył się technik przerywania podczas tego czego tak nie lubi. Dodatkowo autorka biega głównie po asfalcie więc nie mój klimat. Wolę 100km w górach niż 24h czy 48h w kółko po parku lub bieżni