Ja sobie tak z ciekawości po prostu czytam o innych podejściach do treningu, mniej znanych i mniej popularnych, szczególnie wśród amatorów. Bo amatorzy mają głównie dostęp do książek i artykułów w internecie, a tam często właśnie jest zasada - robimy bazę czyli długo i powoli. I czesto można przeczytać że jak postępów nie ma to pewnie biega się za szybko. A nawet że włączanie zbyt szybko mocniejszych jednostek może popsuć formę. I człowiek boi się kombinować czy szybciej biegać żeby czegoś nie popsuć. Większość planów zakłada roztrenowanie, budowanie bazy i szlifowanie formy pod konkretne zawody, maks dwa szczyty formy w roku, zwykle na wiosnę i na jesień. Większość trenerów których znam idzie takim schematem i tak układa plany treningowe. Ale okazuje się że są osoby które robią inaczej, nie robią roztrenowania i nie budują szczytu formy, raczej utrzymują stabilną formę przez większość okresu, mają w planie więcej intensywnych jednostek. Wiadomo że dużo zależy od docelowego dystansu, ale ogólny schemat treningu jest inny. To daje do myślenia. Dlaczego?
Bo u mnie progres w takim klasycznym systemie jest niewielki, co pokazały ostatnie badania wydolnościowe. Paradoksalnie biegam wolniej niż na początku przygody z bieganiem, po roku realizowania wymyślonego przez siebie planu treningowego A jak wtedy biegłam? Szybko. Nie umiałam biegać spokojnie i nudziły mnie takie biegi Robiłam sprinty, interwały, mocne biegi ciągłe, zabawy biegowe. Tylko raz w tygodniu dłuższa wycieczka biegowa gdzie czasem było luźno a czasem nie
W 2019 tempo na progu mleczanowym było 4:19 a biegi pod progiem w S4 (tzw. 3 zakres) wychodziły w przedziale 4:19-4:35. Rekord na kilometr z tamtego okresu to 4:10. I potrafiłam również pobiec górski bieg z przeszkodami na dystansie 20-25km czyli wytrzymałość też była. Odcinki na treningu typu 5x1km robiłam po 4:20-4:35.
Obecnie tempo na progu mam 4:37 a S4 to 4:37-4:55. Ledwo utrzymuje 4:50 na odcinku 1km.
Wiadomo że w ciąży nastąpił regres i trzeba to odbudować, ale minęło już 2,5 roku
Co ciekawe w zeszłym roku jak miałam więcej zawodów w zimie, w tym sporo krótkich biegów (np. w lasku 3,7km i 5,7km co miesiąc) to w marcu zrobiłam w terenie na zawodach na płaskiej trasie 5km w średnim tempie 4:45. A jeszcze w listopadzie wyniki badań wydolnościowych były tragiczne, więc intensywne zawody i spokojne, długie treningi dały efekt. W tym roku biegałam w lasku co miesiąc 23km. Wygląda na to, że te krótkie i intensywne jednostki pomagają utrzymać szybkość i powinny być uwzględnione w planie od samego początku Tej zimy ich zabrakło i są efekty.
Jedyny plus jest taki że szurać nogami w tempie 6:40 to ja mogę cały dzień