Szajba krem jest pyszny, jedyny minus - małe opakowanie. Dziś wleciał z nalesnikami, pychotka
Fsl dzięki, następnym razem zamówię. Wcześniej stosowałam
sleep pro z AN, na początku było ok, ale ostatnio znowu problemy wróciły.
No to zaległości:
15.11 piątek
Oj ciężki dzień, jeden z tych kiedy naprawdę załuję, że doba ma tylko 24h
Rano wstałam, szybkie ogarnięcie i spakowanie wszystkiego, później z Młodym do przedszkola, stamtąd do pracy, po pracy odebrałam zamówienie (zioło... tzn. zioła dla świn
) i prosto na trening biegowy. Po treningu do domu na 10 minut - zdążyłam wziąć ekspresowy prysznic i przebrać się. Szybko po Młodego do przedszkola i na basen. Po basenie zakupy aż w końcu padłam wieczorem
Trening
Długie wybieganie. W planach było 18km, niestety brakło czasu. Raz że się spieszyłam po Młodego, a dwa - ciemno już się robiło. Nie lubię biegać o tej porze, szczególnie przy takiej pogodzie. Nie dość że mgła i było naprawdę ponuro, to jeszcze brak słońca i szybciej zapadający zmrok.
Bieg wyszedł fajny. Tym razem trasa, którą ostatni raz biegłam w wakacje. Wtedy była totalnie zarośnięta, momentami trawa i krzaki po pas. Teraz wszystko pięknie wykoszone, jak zwykle w zimie.
Chciałam przetestowac nową drużkę, ale tak jakby sie nie dało
Dietę udało sie nawet ogarnąć - głównie koktajle, kanapka i baton
Dobre to było.
Siłowy odpuściłam, bo w planie były m.im. nogi a po tych 17km moje nogi chciały do jacuzzi
Normalnie mam w piątki 40 min. owb1 więc spokojnie można to z siłowym połączyć.
16.11 sobota
Trening grupowy ocr. Takie mam dziś zakwasy że ledwo się ruszam. Wczoraj po treningu bolał wieczorem bark, ale dziś ok. Za to w plecach masakra a przeciez ćwicze podciąganie. Dlatego wprowadzam zmiany do planu. Trochę mi szkoda, bo lubię typowo siłowy trening z ciężarami, no ale nie da się wszystkiego. Musi byc więcej zwisów
17.11 niedziela
Trening
Tym razem kros w lasku, mocno. Początkowy podbieg z zawodów zrobiony 2x, najpierw spokojnie ale aktywnie i tu wyszło super, bo tętno cały czas w drugiej strefie
Żeby tak na zawodach pobiec. Za drugim razem mocniej, juz na początku tętno w 3 strefie i od połowy umieranie. Na zbiegach bez szaleństw bo slisko, na podbiegach w miarę aktywnie. Tak mnie bogi bolały, że 2 razy miałam kryzys, chciałam odpuścić i przejść do marszu. Czas lepszy niz tydzień temu, ale nadal jeszcze nie to
p - podbieg, z - zbieg, t- trasa zawodów
Znowu na Stravie jakieś rekordy wpadły
Po południu jeszcze spacer, znowu po Lasku więc górki
Do tego wejście na kopiec, gdzie w 1/3 drogi włączyła sie panika i lęk wysokości
A Młody chciał iść do samej góry
Nogi mnie teraz bolą tak, że ani siedzieć, ani leżeć nie mówiąc juz o staniu czy chodzeniu
Zmieniony przez - Viki w dniu 2019-11-17 21:10:54