13.02 sobota
W planie było bieganie w terenie, chciałam wykorzystać okazję, że mogę pobiegać póki jasno. Bardzo chciałam pobiec na moją pętlę wzdłuż torów, jednak miałam obawy że bezpośrednio z domu to jeszcze za długi dystans dla mnie a samochodu chwilowo nie mam, żeby podjechać nad zalew. Ostatczenie postanwiłam zrobić tylko pętlę wokół zalewu.
Jak na złość pół nocy nie spałam bo gardło bolało, rano doszedł ból głowy i osłabienie. Rozsądek podpowiadał, żeby odpuścić, szczególnie że zimno i wiatr... ale kolejna okazja będzie dopiero za 2 tygodnie więc szkoda było zmarnować szansę
Wpadła pętla wokół zalewu, biegło się fajnie i w drodze powrotnej postanowiłam wydłużyć trasę, zaliczając krótki podbieg. Prawie umarłam
I pomyśleć, że kiedyś biegałam pętlę na rozgrzewkę a później na tym podbiegu robiłam siłę biegową.
Jestem zadowolona, jak na warunki to
tempo ok (miejscami ślisko lub zmraznięte koleiny w śniegu). Nie był to bieg spokojny, z dwóch powodów. Nogi kilka razy poniosły w terenie, co poradzę że uwielbiam śnieg
A do tego w terenie chce się biegać, nie to co asfalt w mieście, który jest nudny. Drugi powód - żeby zwolnic musiałabym skrócić krok, wrócić do tuptania i szurania a tego nie chcę. Liczę, że organizm w końcu się przyzwyczai i tętno przy tym samym tempie będzie coraz niższe (szczególnie jak schudnę
).
A teraz muszę się kurować, bo gardło nadal mocno boli