Barbarian Race Ustroń 13km
Po dwóch dniach mycia okien rano wstałam z totalnie ścierpniętymi rękami Ledwo ręce podnosiłam do góry i już wiedziałam że krótszy dystans to był dobry wybór.
Podróż ze znajomymi więc fajnie że nie musiałam jechać sama - akurat mieliśmy start o podobnych godzinach
Niestety w torbie wylało mi się całe picie więc mój plan dobrego nawodnienia przed biegiem legł w gruzach. A było wyjątkowo ciepło jak na koniec kwietnia i góry...
Dopiero na miejscu udało mi się kupić coś do picia. Miałam mały softflask z izotonikiem, ale wzięłam tylko kilka łyków bo chciałam zostawić sobie na bieg. Szczególnie że pierwszy punkt rege był prawie 2h od startu!
Start o 10.30 i już było naprawdę gorąco. Początek to ponad kilometr podejścia na Czantorię w pełnym słońcu. Pot lał się strumieniami i pierwszy raz grzywka zaczęła mi przeszkadzać.
Na szczycie pierwsza przeszkoda i ogromna kolejka. Straciłam ponad 15 minut czekając na swoją kolej. Później zbieg z Czantori - dość stromy i bardzo kamienisty, czułam że czwórki mocno dostały. Na dole znowu ogromna kolejka do przeszkody i kolejne 10-15 minut bezsensownego stania w miejscu. Później już było bez kolejek, bo ludzie się "rozciągnęli" na trasie.
Przeszkodowo było naprawdę super i jestem bardzo zadowolona. Zrobiłam wszystkie low rigi bez żadnego problemu, pierwszy raz od dwóch lat Zrobiłam też po raz pierwszy ruchomą kołkownice. Na przeszkodach taki fajny spokój i skupienie, bez paniki i walki o życie. Oczywiście kilka kar czasowych wpadło. Pierwsze na uzi - takie przekoki z drążkiem. Tam nawet nie próbowałam, bo głową na razie blokuje. Do tej pory każda próba kończyła się bolesnym upadkiem, zwykle dostawałam drążkiem w łeb i tym razem bałam się spróbować.
Druga kara na przeszkodzie którą potrafię zrobić, niestety tym razem brakło siły w bickach. Z tego też powodu nie próbowałam drabiny na której dostałam trzecia karę. Za to próbowałam przeskoków, coś jak latanie między drążkami tylko zamiast drążków były spodki i ruchome sześciany. Co prawda nie doleciałam, ale próba na spokojnie, bez strachu Wpadła więc czwarta kara. Kolejna na combo, ale to ogromny progres, bo wcześniej z pierwszego elementu czyli liny nie mogłam dolecieć do kółka. A teraz bez problemu złapałam kółko, doleciałam nawet do dużego koła i myślałam że w końcu zrobię przeszkodę, ale nie mogłam złapać przedostatniego elementu czyli worka No ale progres jest, następnym razem złapie. Ostatnia szósta kara tuż przed metą na ostatniej przeszkodzie. Złożona z kilku segmentów, wcale nie była trudna. Zrobiłam dwa segmenty i na ostatnim w sumie brakło jednego przełożenia ręki, spadłam tuż przed samym końcem, puścił chwyt i zerwałam skórę. Bywa i tak, ale szkoda bo było blisko. Co ciekawe zdarłam nie tylko skórę z dłoni ale też z palca, pierwszy raz w życiu
Mimo to jestem bardzo zadowolona bo progres jest Trochę wytrzymałości brakło i nad tym trzeba popracować.
Natomiast biegowo... dramat. Biegło się koszmarnie. Podejście pod górę i słońce mocno mnie zmęczyły. Zbieg zabił mi czwórki - nie mam gdzie trenować takich długich i stromych zbiegów. W zeszłym sezonie jak był cykl biegów Xrun to regularnie biegłam po większych górkach i to fajnie wchodziło w nogi, był dobry trening i później czuć było na kolejnych biegach że jest lepiej. Niby biegałam w lasku 23km treningowo, ale jednak to nie był dobry pomysł. Za małe przewyższenia, za małe górki. Lepiej było zrobić w lasku krótki dystans, np. 3,7km i zrobić trening szybkości, a na dłuższe biegi zapisać się gdzieś w góry na większe przewyższenia.
Najgorsze jest to że dziś wtorek a ja nadal ledwo chodzę, po schodach najlepiej tyłem, kucać czy usiąść nie mogę, wstać też tylko z podparciem. Dramat! A to było tylko 13km. Za miesiąc mam zrobić 45km, a Czantoria w porównaniu do Szczebla to pryszcz.
Ta pierwsza góra na zawodach naprawdę mnie zmęczyła i na drugiej części brakowało siły na bieganie. Sama byłam zdziwiona brakiem mocy. Napewno częściowo przyczynił się do tego brak wody - cały izotnik wypiłam po wejściu na Czantorię i przez ponad godzinę nie miałam nic do picia a w tym upale naprawdę chciało się pić. Druga kwestia jest taka że o ile powoli mogę biec naprawdę długo o tyle szybkie bieganie szybko mnie męczy. Czuję że brakło w treningu tych szybkich jednostek. Trening wg książki Pod górę fajnie się sprawdził w poprzednim sezonie, ale w tym sezonie zamiast progresu jest raczej regres. Widzę też że więcej mi dały regularne starty w górach i krótkie dystanse na GPK, niż bieganie długiego dystansu GPK.
Do zawodów UTM i tak już nic nie zrobię. Za niecałe 2 tygodnie mam jeszcze jeden górski bieg 27km i zobaczymy jak będzie, przynajmniej porządny trening na górkach wpadnie i jedzenie będę testować.
Górę może coś lekko poruszam jeszcze przed Runmageddonem, ale na spokojnie bo przerwa od treningu fajnie się sprawdziła i naprawdę przeszkody na Barbarianie wchodziły super Do treningu góry wrócę po RMG w połowie maja.
A nad treningiem biegowym muszę pomyśleć, zastanawiam się nad planem na podstawie Danielsa albo Friela. U obu autorów jest szybkie bieganie od początku planu. Friel uwzględnia w planie zarówno biegi progowe jak i szybkie i krótkie jednostki, ale ich objętość jest różna w zależności od celu i etapu przygotowań. U Danielsa jest przejście od szybkich i krótkich do dłuższych i wolniejszych i plan jest bardziej zróżnicowany.