Lenia mam dziennikowego...
Piątek 3.09. - siłka, dół zrobiłam
Sobota 4.09 - śmieszne bieganie 5km i 4km spaceru. Jak zawsze zaskoczył mnie parkomat - 10 zł nie starczyło na 2 godz... Popatrzałam znowu jak parkrun biegł. I niektórzy naprawdę fruną w tym bieganiu! 2 facetów widać było,ze się ze sobą ścigają - wyprzedzili całą stawkę o pewnie 10 minut - ale oni naprawdę lecieli nad trasą! To było bieganie, nie żaden szybszy trucht. Pięknie. Z przyjemnością patrzałam i podziwiałam.
Potem jeszcze poszłam
na siłkę górę dorobić.
Niedziela 5.09 - troche fikania, mostkowania, szpagatownia etc. Próby podciągania z gumą. Na siłkę poszłam na piechotę. Jakieś kardio na orbitku jeszcze machnęłam bo tak właściwie to nie wiedziałam czego mi się chce...
Od tygodnia jem bez liczenia, mam wiecznego głoda, spać nie mogę, budzę się cała mokra i czekam aż mi się hormony unormują...Pewnie też stąd to uczucie zagubienia i wątpliwości - a tak właściwie to na czym mi zależy? Nie mam pojęcia czego chcę i chyba w takim momencie lepiej się nie brać za żadne planowanie.
Więc lecę z wiatrem:)
A tak wyglądał sierpień- szczerze mówiąc więcej niz 1 dzień off na tydzień wpadał i jestem zdziwiona bo myślałam, ze ciężej pracowałam...