23.02.2019 DT
Wredny Gremlin wygrał z Leniem, który jak się dzisiaj okazało jednak przyjechał ze mną na urlop:) Wczoraj byłam pewna, ze go nie pakowałam....
Gremlinowi postanowiłam pokazać, że nie taka ze mnie blondynka i że sobie trening w nim zaplanuję i odbędę, według planu.
I planowanie wyszło ok, z wykonaniem to tak sobie - ale tu już obiektywnie winy Gremlina nie było. Lojalnie ostrzegał mnie pipkaniem, ze zbliża się interwał i mobilizował do startu wibracjami. Nie mogę się go czepnąć. Czepnąć muszę się siebie, już wiem, ze plany typu interwały 10 x 100m sprint, przerywany 100m marsz, to taki sobie pomysł. Jakbym wiedziała ile to jest 100 m na bieżni, to bym 50 m zaplanowała.... Warunki też nie współpracowały - resztki śniegu, temp ciągle na minusie, wiatr, szaro-buro etc. ale generalnie do doopy jestem z tym bieganiem. A sie uparłam biegać...
Dobra, teraz regeneracja: sztuczna łączka z lampami, które mają wspierać produkcję D3 (bajer?) i masaż "sportowy" u fizjoterapeuty (a na końcu sie okaże Pani kosmetyczka z głaskaniem). Czemu taka oporna jestem na marketing??? Niewierny Tomasz ze mnie.