Miało być biegane. Nie było - albo musiałabym biegać w czasie pracy w duchocie i pełnym słońcu, albo w ciągu godzinki kiedy sie zachmurzyło - minuty po obiedzie z rosołem, albo w czasie burzy, kiedy się przyjemnie ochłodziło i błyskawice oświetlały drogę:)
Piwnica, siłownia, duszno, radio się zacinało przez burzę, pot spływał, ciężko mi było - a Gremlin nie docenił!
Co do żelaza z diety - jako dziecko miałam anemię, moja Mama też jako dziecko miała anemię - i ją karmili prawie surową wątróbką z kapustą kiszoną. Ona mnie karmiła trochę mniej krwistą wątróbką, serduszkami, burakami, kiszoną kapustą i ogórkami. Padło na podatny grunt - bo się przyzwyczaiłam do tych świństw i jem je jako przysmaki. Suplement brałam tylko pod koniec ciąży, kiedy jadłam też pasztetowa, salceson i kaszankę - ku rozpaczy ojca moich dzieci, który był pewny ze się pochoruję.. Jakoś mi się wydaje, ze robiąc to przez tyle lat nauczyłam swój organizm jednak korzystać z tego Fe.