Ponieważ wyzwanie z Kabo się zakończyło - naszła mnie refleksja.
Jakie były moje cele? Biegać 5km i zejść poniżej 30 min na tym dystansie. Oczywiście dodatkowo nie sprzedać tanio skóry w wyzwaniu z Kabo, który jako młodszy facet miał fory od biologii na starcie - jasne ja miałam handicap 10% - pamiętam. Zrobiłam PR według Garmina (wiem, ze nie jest t owymierzona trasa) na 27:48.
Spojrzałam na cale moje życiowe bieganie w Endomondo. Tyle ile w 2020 nie nabiegałam nigdy!
Zaczęłam wcześniej niż Kabo, w teorii poprawnie bo od budowania bazy, bez żadnych
treningów prędkości etc. Potem jakoś z rozpędu wszystko szło i się przepaliłam/wypaliłam przed czasem. Psychosomatycznie siadłam. Nie pomogła redukcja, ciągniecie wszystkich srok za ogon etc. Wydawało mi się, ze robiłam z głową - nie szłam na 4 treningi w tydzień, chociaż myślałam, ze powoli będzie to możliwe - a jednak nie. Niby nauczona falstartami z 2018 i 2019 starałam się nie prowokować kontuzji...
Już nie jęczę. Z sobą wygrałam - biegam/truchtam dalej, nabiegałam więcej niż w zeszłych latach. A że z Kabo się nie udało - trudno. Nikt nie zakładał, ze Dzik tak sie przyłoży do stania sie Jeleniem, prawda?:) Kończąc temat - słowo pochwały dla Marcina - narobił się solidnie.
Fajnie jest przegrać z takim ZAWODNIKIEM:)