Pocovidowe rozkminy
Niby się skończyło - czuję się lepiej wróciłam do roboty.
W sobotę i niedzielę spacery, w pon i wtorek rozruch z ciężarami.
W pon zrobiłam WL - nawet zakończony 42.5kgx1. Czyli siła nie spadła, mimo że ważę mniej - aktualnie 60,8kg. Zrobiłam tez delikatnie wykroki, RDL, plecy na maszynie i suwnicę. Byłam zadowolona, chociaż wydolnościowo kiepsko.
We wtorek ładnie sie rozgrzałam, zadowolona poszłam robić
barki na maszynie - i zonk! Lewy łokieć boli. Ot tak - bez ostrzeżenia! Na maszynie zero ciężarów - specjalnie chciałam kilka ruchów zrobić bez obciążenia, zeby dostosować siedzenie i chwyt. I jak zaczął boleć - tak boli do dzisiaj. Maszyna żadna zjadliwa - do wyciskania na skosie, nie raz nie dwa robiłam... Zrobiłam wczoraj jeszcze podejście pod ciągi i nogi na maszynie (uginanie na 4ki). Z MC powinnam się cieszyć bo ładnie doszłam do 85kgx1, nawet zapomniałam chwyt na naprzemienny zmienić.
Covid przeżyłam, a łokieć mnie teraz rozłoży... Zła jestem jak cholera. Smaruję przeciw zapalnym i czekam...