Takie wszystko dzisiaj na pół gwizdka, niedorobione....
Rano włoski nad podziw dobrze - rozmowa o sytuacji w Polsce oczywiście i o strajkach we Włoszech. Plus o obawach Włochów, ze ich Niemcy wykupią jak pożyczą pieniądze ratunkowe z UE. Mój Włoch siedzi teraz w Budapeszcie i się cieszy bo tam nie ma żadnych dystansów, maseczek, zamknięć etc.
Potem była pogoda na bieganie, ale był też leń. Nowe ciuchy z Decathlonu jednak trzeba było w końcu przymierzyć i jak już ubrałam to mi się zachciało. Trochę się bałam jak ten podłamany paluszek się będzie w bucie od biegania zachowywał - ale był grzeczny. Ludziów w "moim"lesie jak w Sopocie na deptaku... Potruchtałam, trochę się bałam po 2 tygodniowej przerwie rzucać się na 10 km, więc skończyło się na minimum programowym 6km. Tak na leniu prawdę pisząc..
W planach było rozciąganie, mostkowanie, próby do stania - jakoś wszystko byle jak szło. Są takie dni i nic z tym człowieku nie zrobisz. Na szczęście odważyłam się spróbować mostka ze stania i to uratowało mi humor. Wyszło brzydko, ale wyszło.
Odpuszczam paraletki - stanie na nich i regularne stanie na rękach to 2 różne sprawy - przynajmniej ja nie mogę tego mieszać.