Nie dać się czasowi

Szajba - trochę mnie to co furia podlinkowała przestraszyło - ale z małym ciężarem spróbuję zaraz po powrocie z ciekawości.

30.07.2018, DT, urlopowy
Dzień był zaplanowany inaczej, a wyszło jak wyszło...
Rano - nie robiłam "5" na siłowni, bo mnie łokcie pobolewały. Zrobiłam więc trochę tyłka (ławka rzymska w te i z powrotem, GB, HT na maszynie, RDL na jednej nodze) i dużo rozciągania. Właściwie szłam tylko się porozciągać, ale jak już zaczęłam to poszło. Endo głupio ustawione tylko na rozciąganie.
Potem chłopaki sie uparły na wypożyczkę rowera elektr. Tu był mały dramat bo pierwszy raz na czymś takim jechałam i trochę wrażenia jak z manualnej skrzyni biegów. Doopsko (a właściwie co innego) tak mnie bolało, ze modliłam sie o powrót do hotelu. Potem sie okazała, ze frajerka jestem. Ciągle z tyłu, bo oni zasuwali od razu na elektryku, a ja głupia włączałam dopiero pod takie górki kiedy nie mogłabym podjechać bez wspomagania.
Dla ukojenia nerwów i poczucia że mam nogi poszłam na spacer, a oni zalegli przed kompami. Potem mały basen, sauna i opalanko na tarasie. Żyć nie umierać, tylko kto i po co wymyślił rowery elektryczne???

z tym rowerem ambitnie podeszłaś do sprawy. nie miałam przyjemności elektrycznym, ale chyba robi się coraz popularniejszy. chyba są nawet jakieś przepisy w PL które nie pozwalają wyciągać takiemu "roweru" więcej niż chyba 25km/h (ale mogę się mylić). u mnie w parchatym mieście coraz więcej hulajnóg elektrycznych za to - znam jedną osobę, która se taką zakupiła, żeby 800 metrów z chaty na parking takim czymś dojeżdzać. jadąc do roboty zaś widywałam regularnie kolesia jadącego chodnikiem na segway'u.

relaks masz przedni, za dobrze Ci ;) ale dystanse piękne pokonujesz i nawet na urlopie się nie opitalasz. cała Paatik ;)

ale masz aktywne te wakacje :)

31.07 2018 Dzień Lenia
Jak mnie Strumyk pochwaliła, ze mam aktywne wakacje to od razu nie wstałam na siłkę...
Dzień był w założeniu trochę planowany na leniwy - wjechaliśmy na lodowiec, żeby ocenić warunki nartowania dla chłopaków. Pogoda piękna, siedzieć się tylko na tarasie chciało i opalać - a w ogół tyle śniegu (chociaż w południe już taki trochę nie do jeżdżenia, tylko do podziwiania z daleka). Cobym tak na zupełnego lenia nie wyszła - z drugiej stacji w dół, zamiast zjechać, zeszłam nogami.
A potem trafił mi się masaż! Chłopaki wszystkie marudziły, ze jak ja śmiem iść do nieznajomego masażysty - facet jak z drużyny rugby i to ich chyba przestraszyło. A mnie wręcz przeciwnie. Plecy zrobił super, nogi tak sobie... Ale definitywnie wyszłam od niego jak po butelce szampana:) Cała nowa. A butelka szampana potem była...
Dzień niesportowy jednym słowem.

I jeszcze trochę śniegu

Nie lubię Cię. A spoko wklejaj dale te zdjęcia i znęcaj się nad biednym mną.

Normalnie niecierpię zimy, ale ostatnio mam wątpliwości...

Ależ widoki ! Pięknie! :)

No - ładnie. Chociaż ja sobie chwalę w sumie te upały które mamy. Lato to ma być lato.