01.05.2019 URLOP
Kryzys w raju. I nie tylko dlatego, ze spadł po południu letni deszczyk:)
Rano - amfiteatr - już nie pamiętam czy zrobiłam 18 czy 19 razy - ale byłam wykończona. Jeszcze próbowałam jakiś mały trucht - chyba 2x50 m - ale oczywiście poczułam biodro. I mnie to wkurzyło. Potem się okazało, ze dzisiaj jest spinning dla zaawansowanych - o 10 rano. Czyli dopiero co skończyłam śniadanie i nie miałam jeszcze sił po ganianiu po amfiteatrze. Usiadłam sobie na leżaku i ich podglądałam. I dobrze, ze nie poszłam na grupę zaawansowaną. Jutro powinna być podstawowa, to może spróbuję. Podejście prowadzącego - teraz jedziemy pod górę, ileś tam sekund na stojąco, na max oporze - kto nie da rady, siada i się relaxuje, już nie wstaje drugi raz - chcę zobaczyć najtwardszych, którzy skończą razem ze mną. Może na niemieckich facetów to działa - mnie to wkurzyło. Dlaczego niby nie mogę dać z siebie wszystkiego - nawet jakbym w połowie górki miała przysiąść, ale potem znowu wstać?
Spacer na leniu do miasteczka, potem wielogodzinna walka z sudoku, której nie wygrałam (jeszcze, drugi dzień z rzędu).
Siłka - tu bez problemów- pusto, fajnie. Plecy zrobione: wyciąg horyzontalny, wiosłowanie hantelkami. Mobilizacja tyłka z gumą i niekończące sie serie GB (jak już się zamontowałam pod tą sztangą przebudowując im cały rack do przysiadów to musiałam wykorzystać). Wchodzenie na pudło. Na końcu GM i ginekolog (dawno nie robiłam).
Na zdjęciu miał być widok z okna w deszczu - ale deszcz nie wyszedł. Za to możecie podziwiać pole do łucznictwa i "salkę" na świeżym powietrzu do zajęć grupowych typu step, zumba etc.