Ogólnie to beznadziejny dzień. Nie dość, że za wschodnią granicą wojna, co strasznie mnie dobiło, to w domu też góra problemów. Muszę chyba przyśpieszyć wyprowadzkę, nawet jakbym miała coś wynająć na parę miesięcy, bo już mam dość nieswoich problemów, gdy własnych mam po korek i mnie nikt nie wesprze w ich rozwiązywaniu.
Bieganie tak beznadziejne jak reszta dnia. Tętno świrowało, gps świrował, nogi ciężkie. Jakoś oddychało się źle. Zero energii. I jeszcze jakiś koleś na rowerze mnie zaczepiał. Myślałam, że mnie ostrzega przed jakimiś dzikami czy co, a ten postanowił skomentować moje bieganie i nawet jakieś rady z dupy mi dawał, że jak podniosę nogi wyżej to będzie lżej.
Przebiegłam niecałe 4 km szybko, ale większość w 3 strefie, a nawet chyba 4, a potem miałam długi powrót do domu i jak trochę odpoczęłam to jeszcze zrobiłam kilometr, bo zaczynałam marznąć.
Z dobrych wieści to zważyłam się i jestem pozytywnie zaskoczona, bo spadło do 70,1 kg. Czyli można uznać, że ok. 2 kg zeszło.
Zmieniony przez - Hesia w dniu 2022-02-24 16:52:37