I znowu dzisiaj street workout. Widzę, że sportowy duch w narodzie kwitnie, bo z jednej strony na trawce (swoją drogą mogliby tam wykosić) jakieś trzy kobiety, w tym jedna z niemowlakiem, ćwiczyły sobie jogę, a wśród rurek przewinęły się dwie parki i jeden Ukrainiec z plecakiem, który
z partyzanta bez rozgrzewki wszedł robić dipsy, cały czas gadając z kimś przez telefon na słuchawkach, a potem stał pod rurkami i przez pół mojego treningu zrobił ze trzy dipsy (trzy dipsy, nie serie) i ze dwa razy coś robił przy rurkach, ale chyba się nie podciągnął ostatecznie, bo był zbyt zajęty rozmową XD Ogólnie chyba tylko tamtędy przechodził XD
Przećwiczyłam tylko górę i myślę, że będę raz w tygodniu szła na dłuższy trening góra + nogi pod biegi, a tak to sobie w drodze powrotnej z easy runs i interwałów podejdę na krótkie sesje, bo inaczej trochę szkoda czasu. Jakby tę trawę skosili, żeby dało się normalnie matę rozłożyć, to bym może sobie inwerty jeszcze dołożyła, bo fajnie się na miękkie przewrócić w razie czego. W każdym razie wyraźnie czuję, że to, co robię, wchodzi elegancko dokładnie tam, gdzie ma wchodzić :)