O MÓJ BOŻE MAM WSZĘDZIE DOMSY
Wstałam już nieźle obolała, ale miałam nosa i szybko ogarnęłam robotę, żeby pobiegać zanim na dobre wejdą te domsy i zanim pójdę ogarniać różne rzeczy na mieście, bo chyba bym nie dała rady. Nogi zdecydowanie nie były zadowolone, że każę im biegać, nawet miałam ostatnie 2 minuty schłodzenia przejść do marszu, ale mi było głupio i jednak po 30 sekundach znowu zaczęłam biec
Mam jeszcze w planie 7 km w piątek i prawie 13 w sobotę. Trochę nie wiem, czy to przeżyję, a jutro jeszcze mam zaplanowany spacer i pewnie znowu sporo kroków wpadnie. A w poniedziałek mam drugi raz ten dziwny bieg, co to ma być "krótki i mało intensywny", ale jednak mam "wycisnąć wszystko ze swoich nóg" i " nie przesadzać". Uznałam, że 7 km w 4 strefie to jest hardkor w tym momencie, a że jakoś brakuje mi w planie interwałów, zrobię sobie przeplatankę: na zmianę po kilometrze 4 strefy i spokojnego biegu w tlenie.
Upiekłam fit sernikoomlet, ale okazuje się, że mrożone
białka nie chciały się ubić

I ogólnie takie wyszło średnie, brakowało albo tłuszczu, albo czegoś słodkiego, może słodkiego białka zamiast neutralnego? Będę jeszcze eksperymentować, ale ogólnie wygląda super i jest zjadliwe, jutro zamierzam zjeść z truskawkami i myślę, że będzie pycha.
Dieta w sumie utrzymana, ale po zakupach musiałam spróbować nowości i wpadły dwa wafle kukurydziane po 30 kcal i taka niepełna łyżeczka PRZEPYSZNEGO masła z nerkowców. Ponad 16 tys kroków i 600 aktywnych kcal.
