Dzisiaj rano 6 km, nogi jednak zmęczone po wczoraj, chociaż myślę, że większym problemem było to, że mało wczoraj piłam i dopiero pod wieczór próbowałam nadrobić. Może miało to jednak konsekwencje. Ale tempo dobre, utrzymuje się ten skok formy z końcówki zeszłego tygodnia.
Spróbowałam zrobić budyń z wheyem i na tłustym mleku wyszedł zaskakująco smaczny, a w sumie dałam pół na pół mleka i wody. To chyba może wyjść fajna opcja zamiast skyra czy twarogu do naleśników z owocami. Chyba jutro wypróbuję :) Jaram się tymi eksperymentami, świetnie się czuję na tej redukcji.
Rano waga 68,3. Jest tak, jak podejrzewałam, będę pewnie zaliczać spadki raz w miesiącu, kiedyś już miałam podobnie. Byle nie stresować się, że przez resztę miesiąca waga stoi.
Jest dobrze :)