Trochę mi się ostatnio nie chce robić wypisek, ale działam dalej. Myślałam, że to przez upały kiepsko się czuję, ale nie, dopadło mnie jakieś przedłużające się zmęczenie. Wydaje mi się, że to przez brak realnego wypoczynku w dni bez treningu (za bardzo do serca wzięłam sobie tę całą "aktywną regenerację" i "zwiększanie aktywności spontanicznej") oraz stresujący tydzień w pracy. W zeszłym tygodniu wybiegałam łącznie 27 km, w weekend miałam imprezę do rana i kilka godzin tańczenia, następny dzień też był dość aktywny, więc ostatecznie nie odpoczęłam w ogóle. Czuję to mocno w nogach, zwłaszcza po poniedziałkowym treningu siłowym, w którym jedno ćwiczenie mi dość mocno przeorało dwójki.
W tym tygodniu
deload w bieganiu, a że w weekend znowu wyjeżdżam, ergo, nie odpocznę, to muszę do tego weekendu naprawdę trochę odpuścić i zwyczajnie poleżeć z książką na kanapie, a nie żadne spacery i nabijanie kroczków.
Waga po chwilowych spadkach wróciła do tego, co się utrzymywało przez cały miesiąc, więc mogę już śmiało powiedzieć, że na rozkładzie 1900 DT i 1600 DNT nie redukuję. W tym tygodniu traktuję wszystkie dni jak DNT, a po weekendzie się zobaczy, ale myślę, że nie ma co się oszukiwać: chudnę na 1600, wszystko powyżej to jest refeed. Nie mogę też jednak brać pod uwagę wskazań Garmina, bo mimo że i tak podaje mi czasami naprawdę śmieszne ilości spalonych kcal, nadal je zawyża. Jak widać nie opłaca się mieć dobrej wydolności, bo zbyt ekonomicznie się spala kcal

Szkoda, że apetyt zostaje ten sam, a nawet chyba się zwiększa przez to bieganie...
Chyba widać po tym poście, że nie najlepiej się czuję. Może po tym tygodniu odpoczynku mi przejdzie. Albo motywacja wróci, jak coś zacznie spadać.
Dzisiaj będę trzeci raz robić gofry ziemniaczane i chyba już dopracuję przepis na tyle, by wrzucić do tematu z przepisami :) Świetna sprawa, takie dietetyczne placki ziemniaczane i nawet da się je dobiałczyć, jeśli trzeba ;)