Niestety jak słuchałam tego podcastu to miałam podobne przemyślenia. Niby człowiek ciągle słyszy, że trzeba uważać i tak dalej, ale zawsze się wydaje, że nie no, przecież wcale nie cisnę, mogłabym robić nawet więcej! A przecież to jest dokładnie to, co działo się ze mną w zasadzie od początku jakiegoś konkretniejszego trenowania biegania: najpierw ambicje, pierwsze sukcesy, a potem w najlepszym przypadku brak postępów i tak cisnęłam, aż się zrobiło zimno i robiłam przerwę zimową, a na wiosnę znowu to samo. I najgorsze są te zwyżki formy, bo jeszcze w trakcie treningu już kombinuję, jak to wykorzystać :P
Ale w pierwszym odcinku jasno facet powiedział, że budowanie bazy to robota na pół roku. Tego się trzymam i postaram się nic nie przyśpieszać, bo już miałam takie myśli, że skoro zwolniłam to mogę biegać dłużej, bo to taki sam wysiłek... :P A tymczasem coś mi w kolana weszło i nawet na spacerze czułam lekki dyskomfort, więc dzisiaj znowu bez biegania.
A żeby tak zakończyć pozytywnym akcentem to też w pewnym sensie poczułam ulgę na myśl, że owszem, czeka mnie dużo biegania, ale tak wolno to ja mogę biegać i biegać. Nie wiem, to strasznie głupie, ale chyba potrzebowałam tej książki, żeby zrozumieć, że na co dzień bieganie nie powinno być tak wyczerpujące, że biegacze biegają szybko, ale nie ciężko w tym sensie, że dla nich na ich poziomie wytrenowania te tempa są odczuwalne (no, w jakimś tam uproszczeniu oczywiście) jak dla mnie moje 8:30-8:00. Takie niby oczywiste rzeczy, a dla kogoś spragnionego wyników takie trudne do nie tyle przyswojenia co zinternalizowania. To chyba jakiś syndrom wyparcia XD Ale przestawiam sobie wyświetlanie danych w zegarku na czas, dystans i rytm, żeby nie patrzeć w ogóle na
tempo :) Może nawet wyłączę sobie jakoś te automatyczne lapy, żeby mi nie pokazywało, w jakim czasie przebiegłam kilometr XD
Zmieniony przez - Hesia w dniu 2021-08-08 11:56:59