Znowu niesportowy port będzie, chociaż coś tam działam w miarę możliwości. Niestety zalega mi jeszcze w oskrzelach jakaś reszteczka flegmy, bo zdarza mi się suchy kaszel, zwłaszcza przed snem, jeśli byłam na mieście (smog?). Chyba jeszcze w tym tygodniu odpuszczę bieganie. Za to kettle poszły w ruch i męczę mocno
mięśnie brzucha, może uda się mimo przerwy przygotować trochę ciało do jakichś ostrzejszych treningów biegowych w lutym/marcu.
I ciekawa sprawa... Apetyt teoretycznie wrócił, jedzenie smakuje normalnie, czuję zapachy, nawet ostatnio narobiłam sobie pysznego jedzonka, jakieś sałatki i zupki, te sprawy ;) I z jakiegoś powodu kompletnie nie ciągnie mnie do podjadania, zeszło mi jeszcze trochę z wagi i dzisiaj padł rekord, 66,9 kg :o Nie pamiętam, żebym tyle ważyła w dorosłym życiu. Ciekawe, co tu się zadziało, czy to efekt braku treningów? Kortyzol spadł? Tyle pytań! A dzięki męczeniu brzucha mam wrażenie, że z dnia na dzień skóra w tym miejscu się znacząco poprawiła. Magia.