Pierwszy bieg z planu. W Poznaniu strasznie wieje, więc momentami
trening oporowy, ale wiatr też czasami pomagał, więc średnia pewnie wyszła na zero ;) Fajnie wyszło, bez patrzenia na zegarek średnie tętno 138 i najwyższe 148, więc idealnie się załapałam na 2 strefę i "spokojny bieg", a tempo lepsze niż przez ostatni miesiąc (pewnie zasługa tego, że sporo jadłam i odpoczęłam, a teraz jeszcze jestem wreszcie u siebie i wracam do swojej rutyny).
Przy okazji zmokłam trochę. Lekki deszcz, zimno i wiatr, niezbyt miłe połączenie, ale z cukru nie jestem, a za to teraz mogę się do wieczora pobyczyć pod kocykiem (tzn. z laptopem i pracą, hehe, aż tak dobrze nie ma).
Niestety przez zawirowania świąteczne i fakap ze strony wydawnictwa czeka mnie ciężki styczeń. Podejmuję dojrzałą decyzję i postanawiam olać redukcję, bo to będzie dla mnie zbyt duże obciążenie w tej chwili. U Madzi toczy się dyskusja o tym, że czasami do osiągnięcia celów treningowo-sylwetkowych potrzeba spokoju w pozostałych obszarach życia, a ja niby nie mam dzieci i nie pracuję po 12h, ale jednak sporo mam mentalnych obciążeń i nie ma co świrować z tą dietą, bo i tak kończy się na tym, że dwa tygodnie dokręcam śrubę, a potem pękam i jeszcze sobie wyrzuty robię. A zauważyłam, że trochę mi się chyba poprawiła regulacja apetytu i faktycznie jak sobie pofolguję jednego dnia to następnego już jem bardziej z przyzwyczajenia niż realnego głodu. Spróbuję się poobserwować i może ostatecznie jakaś fajna rekompozycja z tego wyjdzie, jeśli nie zniknie mój zapał do jogi.
Chcę teraz jeść mniej więcej tyle, ile na redukcji, ale dobrze wiemy, jak się kończy jedzenie bez liczenia, więc na bank będę sobie oscylować w okolicach zera kalorycznego. I koniec z nabijaniem kroczków, wolę ten czas i siły wykorzystać na jogę, bo świetnie mi ostatnio idzie to rozciąganie. Zobaczymy, co Garmin Coach mi ostatecznie będzie proponował i może uda mi się wcisnąć parę treningów dupy, bo przydałoby się trochę ją wzmocnić do mostków. Czyli styczeń będzie bardziej treningowy niż sylwetkowy ;)
Inna sprawa, że czas wreszcie bardziej się akceptować, bo ciągle tylko szukam mankamentów w swojej figurze i myślę o poprawkach, a naprawdę jest nieźle i nie muszę gonić za jeszcze lepszym wyglądem. Muszę się trochę uspokoić dietetycznie, za bardzo się szarpałam przez ostatni rok, co trochę schudłam, to zaraz znowu lekka zwyżka i odbicie.
Dorzucam też zdjęcie obiadu: makaron z kurczakiem, ananasem, selerem marynowanym i mleczkiem kokosowym.
Zmieniony przez - Hesia w dniu 2023-01-05 16:20:22
Zmieniony przez - Hesia w dniu 2023-01-05 16:36:00