2/7/2016
Kilka przemyśleń po moim pierwszym oficjalnym biegu Ultra.
Ultra Karkonoski, okazał się być zupełnie inny niż się spodziewałem. Oczekiwałem ciężkiego pierwszego podejścia i więcej płaskiego biegu, aż do Śnieżki. Niestety na początku było mocno w górę, a później było albo w górę albo w dół prawie do samej Śnieżki. Kolejnym zaskoczeniem dla mnie była tona odcisków na stopach i mocno odgniecione stopy już na 10km, co nie za bardzo pozwalało się rozpędzić na zbiegach. Zaskoczenie było tym większe, że w moich Salomonach wybiegałem już trochę kilometrów i nigdy nie miałem takich problemów nawet przy biegach powyżej 22km. Jednak najbardziej zawiodłem się na moim zegarku Suunto, który złapał mi na może 30 minut pulsu, pomimo dobrej baterii w mrówce (ANT2), a jego wyliczenia o przewyższeniach to śmiech na sali. Mimo iż wskazał, że najniższy punkt był na wysokości 717m a najwyższy na 1609m n.p.m., to dla niego różnica między tylko tymi punktami to 231m podejścia i 386m zejścia… Dodatkowo na 6 dni przed biegiem naderwałem pochewkę lewego Achillesa, zaś 4 dni przed naderwaniem pochewki zablokowałem sobie staw biodrowo-krzyżowy i wyłącznie dzięki pomocy mojego fizjoterapeuty, Dawidowi Lulisowi, udało mi się pobiec. Oklejony na lędźwiach jak również na stawie skokowym z lekką blokadą stawu biodrowo-krzyżowego. Ale po kolei.
Na 2 tygodnie przed startem uciąłem kompletnie węglowodany, żeby wejść w stan ketozy. Wciągałem około 160g białka 220g tłuszczy i do 80g węgli w ciągu dnia. W dniu startu tradycyjnie wypiłem kuloodporną kawę składającą się z 25g masła KerryGold, 20g oleju MCT, 20g Oleju kokosowego, 20g Oleju palmowego nierafinowanego i 40g odżywki białkowej. Nasmarowałem sobie stopy maścią Xenofit, żeby mi się nie porobiły bąble (co jak wcześniej napisałem nie dało oczekiwanego rezultatu). W plecaku miałem przygotowany izotonik/elektrolity (Be Hydrated z AMarok Nutrition) w proszku na 2 dodatkowe bukłaki, tabletki z elektrolitami (SportLegs), węgiel (w razie „w”), kofeinę, koenzym q10 i olej MCT. Dodatkowo
aminokwasy EAA na chwile grozy gdyby mózg wysiadł. Startowałem z pełnym bukłakiem, w którym miałem rozpuszczone elektrolity, oprócz dwóch dodatkowych porcji. Godzinę przed startem założyłem maskę treningową by rozgrzać przeponę. Biegłem w białym longsleevie Heat Gear Under Armour, bo wiedziałem, że będzie palnik. Jednak twarzy i karku nie posmarowałem i teraz żałuję.
Start, punkt 8:30 i jazda. Pierwsze podejście jak pisałem wcześniej mnie zniszczyło, byłem dziwnie zmęczony, ale później na zbiegu było lepiej, niestety wtedy pojawiły się pierwsze bąble i pieczenie stóp. Co 10 minut starałem się siorbać sobie z bukłaka łyczek lub dwa. Natomiast co godzinkę brałem łyk oleju MCT i odrobinkę aminokwasów. Po wielkich bólach jakoś dotarłem pod Śnieżkę. Dobrze, że dałem się namówić na wzięcie kijków ze sobą, bo bym płakał całą trasę. Pod tą nieszczęsną Śnieżka chyba za bardzo się napaliłem i łyknąłem za dużo aminokwasów, bo w drodze na szczyt siadałem 5 razy z myślą o zwrocie zawartości mojego żołądka. Przed podejściem skumplowałem się z Bartkiem z Sosnowca, z którym ciągnęliśmy się do końca biegu. Powrót był dramatyczny, gdzie nam się udawało tam biegliśmy, jednak ból stóp, odciski i przegrzanie dawało się we znaki. Pomyślałem, że wezmę Q10, w końcu bardzo dobry antyoksydant, jednak nie był to najlepszy pomysł, bo mimo iż na treningach przyjmował się dobrze, na biegu już nie. Gdzieś na 35km załapał nas deszcz, zaś na 40km pizgało złem tak, że miałem gile do pasa i musiała założyć buffa z pakietu, żeby nie przeziębić zatok. Pozytywną wiadomością było to, iż moja Narzeczona Pati czekała na ostatnim wodopoju. Gdy do niego dotarłem miałem dość, byłem 8h w trasie, miałem sieczkę w głowie, a ostatnią rzeczą jaką miałem ochotę robić to biec. Jednak moja Patinka zmotywowała mnie i ekipę, z którą leciałem od połowy do biegu by złapać się w limicie. Kilka łyków wody na wodopoju i zaczęliśmy zbiegać. W tym momencie nawet mój Suunto się złapał z mrówką i pokazywał puls. Udało się ostatnie 4km zlecieć dość szybko, choć miałem chwile zwątpienia i stopy do wymiany. Dzięki motywacji, którą dała mi Patrycja, która biegła obok mnie przez 4 km udało się ukończyć 47km z 2150m wspinaczki w 8 godzin 25 minut i 37 sekund.
Kilka wniosków na przyszłość:
- Znaleźć buty, które są przeznaczone dla biegaczy 90kg, a nie -75kg.
- więcej podbiegów, więcej podbiegów i więcej biegania w górach.
- jeść na trasie olej mct i pić własny izotonk.
- posmarować pysk kremem z filtrem 50.
- jak się nie czuję na siłach, to zmniejszyć ciężar na sztandze.
- Brać Pati ze sobą! :)
Zmieniony przez - FighterX w dniu 2016-07-05 19:54:50