Relacja z Sierakowa
Wyjazd z domu zaplanowałem na piątek rano, miałem troszkę kłopotliwy hotel bo 50km przed Sierakowem w Nowym Tomyślu. Pojedyńcze pokoje - bliżej, nie do ogarnięcia w tym czasie co ja się obudziłem... Mniejsza o to, stres startowy pokazał się już w czwartek o północy, po
3h snu obudziłem się rześki i gotowy do drogi. Uznałem to nawet za dobrą monetę - nie dospana noc z czwartku na piątek sugerowała dospaną w przeddzień startu. W hotelu byłem wcześnie rano - to 630km drogi, zostawiłem część bagażu i jadę kolejne 50km do Sierakowa. Spotkaliśmy się tam z Marcelem, jego rodzinką i Xzaarem, zaraz później dołączył Shadow z małżonką. Dzień przedstartowy to dzień dość stresujący, wypływaliśmy trochę stresu w jeziorze, średnia z 1382m wskazywała na 2:02/100m czyli jako takie 3km/h w moim wykonie pięknymi zygzakami, Shadow na powrocie podobno mnie wołał gdzie ja płynę ;) czyli w sumie standard mojej nawigacji. Poźniej wstawialiśmy rowery do stref, wspólny posiłek, ja przy soczku pomidorowym ;) zaraz potem powrót 50km do hotelu i około 19:00 wjazd do łóżka. Kokosik pewnie pamięta jak doradzała mi Stilnox. Biorę ok 20:00 jedną magiczną tabletkę i zasypiam do 3:00 głębokim snem. Między 3:00 a 4:00 pojawia się WC i skuteczne wybudzenie... Nie jest źle pospane 7-8h wróży dobrze.
START
Woda
Im bliżej wystrzału armaty tym mniej zwracam uwagi na otoczenie, w pewnym momencie chyba zamknąłem się w sobie, stres niesamowity, chłopaki przepraszam jeśli w takich chwilach mogę wydawać się oschły, Shadow coś do mnie mówił ale ja już nic nie kojarzyłem. Miałem jeden cel wejść do wody i zrobić swoje nie robiąc dramatu jak na Zaporowym, Kalik na rześko rozumie o czym ja piszę :) Wystrzał armaty i wchodzę spokojnie za tłumem ludzi, przed zanurzeniem opłukuję jeszcze okularki i jestem w wodzie, płynę za tłumem i powoli go doganiam... Słaba wizja, ale nie bardzo potrafię ani stanąć w miejscu w wodzie, ani zmienić styl jestem ja, jest mój kraul i wbijamy w płotki ;) do rekina mi daleko ale przedzieram się do środka stawki :) Jest "wesoło", tętno wysokie, a tu bojka nawrotowa... dostałem kilka lekkich kopniaków w korpus, kilka razy ktoś oberwał ode mnie ręką, o nie ja nie zwalniam, poczułem chyba wtedy że mogę i potrafię :) po bojce nawrotowej pojawia się problem nawigacji z którego wybrnąłem wyśmienicie. Trafiła mi się grupka dobrze nawigująca , ja byłem niczym woda w rynnie, rynna to osoby z lewej i prawej, odbijałem się od nich jak tylko zbaczałem z kursu. Przez chwilę było to dla mnie nawet zabawne tak perfidnie "ślizgać się" na czyimś nieszczęściu, nieszczęściu bo mieć mnie obok zabawne na pewno nie było :) tak mija woda, 1050 metrów w 18 minut i 26 sekund, średnia 1:46/100m. Jednym słowem jak na mnie petarda. To wskazania zegarka, jak wiecie w połowie podbiegu do T1 była mata i tu czasy organizatora są ciut wyższe.
T1
Podbieg zrobiłem mocno, całe T1 z kawałeczkiem roweru. Wg Suunto zajęło mi 8:40, ponad kilometr ze zmianą pianki na strój kolarski, średnie tętno 163BPM najwyższe 178BPM co jak na strefę zmian wykazuje moje zaangażowanie :) wbiegając do strefy przebiegłem o kilkanaście metrów swój rower, wracałem, coż - życie ;)
Rower
Nieudacznie trochę zapinałem SPDki a cała reszta jak w bajce. Cisnąłem przez cały dystans, wyprzedziłem setki osób, byłem wyprzedzony przez 4 może 5 zawodników. Miałem w bidonie CocaColę i leciałem na tym i na żelu po T1. Przed wodą jeden żel, na T1 drugi, przed końcem roweru trzeci, w czasie biegu na każdym stoisku żel i woda. Rower był dla mnie wspaniałym przeżyciem, sunąłem wyprzedzają masę rowerzystów - tego opisać nie potrafię. Na podjazdach ogień w udach, często podjazdy na twardym przełożeniu bez młynka, na lemondce, na pełnej prędkości. W połowie dobiegu do strefy T2 przypomniałem sobie o Suunto i zapis zawiera jego część. Tak czy inaczej średnia prędkość 35,7 km/h, maksymalna 62,3 km/h, najszybszy kilometr 52,2 km/h. Był pod koniec kryzys, przedskurczowe stany, brak sił myślałem wtedy o rodzinie, o tym, że liczą na mnie, w chwilach kiedy chciałem odpuścić, nie z wygody a zbraku siły - miałem wyświetlane w głowie "zdjęcia" z Igorkiem, zdażyło mi się to po raz pierwszy, migawki w których zapominałem o użalaniu się nad sobą, chciałem zrobić rower na ponad 100% w jego imieniu, pomógł mi swoją obecnością przy mnie. Ciężko może to wytłumaczyć ale tak to czułem. Chciałem wrócić do domu z podniesioną głową bez żalu do siebie że mogłem dać z siebie więcej, fizycznie na rowrze zrobiłem wszystko na co było mnie stać. 380m przewyższeń kolarskich, 162 średnie tętno, 179BPM max.
T2
Zmiana T2 na 163 BPM średnie, a wiec ciągle grubo. Rola kibiców i rownież atmosfery nieoceniona... Część T2 zawiera krotką część biegu ;) życie, dla mnie zegarek był tam przy okazji, mało doświadczenia i zapominałem o tym żeby klikać kiedy trzeba ;)
Bieg
Bieg rozpoczyna się i kończy ostro. Nie ma tu wielkiej historii, trasa ciężka, piach, szyszki, korzenie, podbiegi, duszno w lesie, ciasno, średnia prędkość 5:11/km, przewyższenie 99m, 167 średnie BPM, max 185BPM i to również było moje 100% w tej dziedzinie na tej imprezie. Dwie przybite piątki z Xzaarem na mijance. Wszystko na potwornym zmęczeniu i przesunięciu jakiejś tam swojej granicy wydolnościowej. Pod koniec biegu ponowne przedskurcze ud, nie wiem jak ja je od siebie odsunąłem, ważne że się udało.
Meta
Pokonana sprintem, kocham tak, ręce w górze i poczucie że nic nie mogło pójść lepiej. Że pogoda, że siły, że umysł, że kibice, że wola walki, że to wszystko było na swoim miejscu. Pojawiło się też uczucie że nie zasłużyłem na te 2:33:54, że to jakby nie ja, że to niemożliwe, że nie powinienem się tym cieszyć i chyba jeszcze nie potrafię... 283 miejsce na 1200 osób, sam nie wiem kiedy to się stało. Wyprzedziłem swoje ambicje i do tej pory jestem tym trochę zakłopotany.
Oficjalnie mam tylko dwa starty triathlonowe w tym roku. Jeden z nich już zamknięty z wsponieniami do końca życia. Pamiętam początki na forum kiedy chciałem "wyglądać", potem pojawił się tu jeden taki co sporo namieszał i dzięki niemu wyglądać ustąpiło miejsce słowu potrafić. Piszę tu tylko o swoim wewnętrznym ja - nikogo nie oceniam, jestem szczery z Wami o swoich odczuciach. To forum i Wy to jedna z najlepszych rzeczy jakie mogą się przytrafić w ciągu całego życia. Pozdrawiam Was Wszystkich.
Na media bądźcie cierpliwi, relację kliknąłem z telefonu, media po południu z komputera.