Szkoda, że teraz mówi się o treningu z kettlami jako o niszy. Przecież to samo źródło i sedno, może nie kulturystyki, ale sportów siłowych. Dr Krajewski, Poddubny, Sandow, Hackenschmidt - przecież te nazwiska to filar wszystkiego co ważne w tym czymś, co nazywamy kulturystyką (ogólnie sportami siłowymi, siłowo - zręcznościowymi itp.
Z drugiej strony to dobrze. Fajnie mieć świadomość, że kultywuje się starą tradycję
Efekt to tylko efekt. Sporo radości daje sam trening i "przywiązanie" do odważnika. Można się śmiać, ale moje kule mają swoje charaktery
Czuję się jak sułtan w haremie
W grudniu dokupię jeszcze jedną żonę
Odważniki w wojsku? Pewnie, że tak
Magi w tym nie ma. Jest siła prostoty.
Wyobraźmy sobie, że jest do przećwiczenia 200 chłopa. Trening ma być gruntowny i skuteczny. No i żołnierz nie może trenować czegoś co nie będzie mu potrzebne: jest żołnierzem, własnością armii i państwa. A podatnik, armia i państwo mają w głębokim poważaniu kształt jego mięśni piersiowych, tricepsów i bicepsów. Armię interesuje żołnierz silny i wytrzymały.
Siła i wytrzymałość mieszkają w nogach, plecach, sercu i płucach. No to dajemy mu najprostsze zadanie: podnieś to coś z ziemi i podnieś (w dowolny sposób) nad głowę. Na czas. Techniki nauczysz się jak już Ci się zrobi czerwono przed oczami. Myślę, że w armii nie pilnowano techniki na poziomie Caculina, ale raczej pilnowano rozwoju sumienności i zaangażowania. Chcesz uginać nogi i podrzucać ciężar? A uginaj i podrzucaj ile wlezie. Przecież na polu bitwy nie będziesz oceniany za technikę tylko za ilość np. ciężkich skrzynek, które przerzuciłeś w ciągu 5 minut.
Odważniki to trening, który sięga tak głęboko do korzeni, że czasem aż trudno to zaakceptować. Gdyby artysta cyrkowy (np. Sandow, Poddubny), żyjący z pokazów siły, robił sobie sesje, po których dwa dni nie może chodzić, wyciskać, ciągać itp. to musiałby umrzeć z głodu. A przecież o siłę dbać musiał. Jak to pogodzić? A oni to potrafili. Bez białka serwatkowego, aminkowasów, witamin - na mleku, mięsie, jajkach itp.