Kettle się na siłowniach przydają
Ludzie lubią nimi robić wiosłowania. Kiedyś pokazałem chłopakom kilka innych ruchów to byli zdziwieni, że to w ogóle jest możliwe.
Rozpiska za wczoraj.
9500/10000
Czas: 38'23"
Przerwy: pomiędzy setami 45" / pomiędzy klastrami 60" (cel osiągnięty)
Press: 1,2,3 x 4 1,2 + 3 PPress EH
Tętno średnio/maks.: 137/159
Miska co najmniej dziwna.
Rano jajecznica (standard: boczek, żeberka, jajka, masło)
Wracając z pracy zrobiłem zakupy, ale że nie chciałem ćwiczyć na głodnego to zjadłem paczkę orzechów nerkowca i popiłem
śmietaną 30%
Muszę przyznać, że ćwiczyło się świetnie. Z pustym bakiem, ale kopytko było.
Po treningu banan popity mlekiem waniliowym. I git. Nie chcę chwalić, ale chyba nie jest źle. Normalnie węgle budzą głód. Dzieje się tak w momencie kiedy z ich metabolizmem jest coś nie tak, a insulina coś broi w całym organizmie. Te węgle po prostu zjadłem i już. Razem weszło około 50 - 70 g. I była to pierwsza sensowna porcja w całym dniu. Połączenie fruktozy i glukozy jednak ładuje akumulator dość sprawnie.
Godzinę później żeberka pieczone + krem z warzyw.
Krem to odkrycie. Kupuję pakę mrożonych warzyw w Tesco (kalafior, marchew, ziemniaki) gotuję, dorzucam masła i miksuję blenderem. Potem doprawiam ostrą pastą curry i ziołami. Masakra. No i ciepłe.
A potem to miałem piątek, czyli mój prywatny czas relaksu. Przeciągnęło się do północka. Nie mogłem się napić wina, bo jeszcze miałem kurs autem. Zaplątałem się do sklepu nocnego i kupiłem 6 cukierków sezamowych i jedną pomarańczę. Zjadłem trzy cukierki, obrałem kulę i rozłożyłem się wygodnie na wyrku. Wciągnąłem owoc, rzuciłem okiem na świat w telefonie i... obudziłem się siedem godzin później, po serii snów głębokich jak studnie. Nawet zębów nie umyłem. Czuję się wytarmoszony tymi swingami. Chociaż w sumie nie one jedne... Perspektywa dnia w bezruchu jest atrakcyjna nad wyraz.
Kimałem w opakowaniu i normalnie bym się tym nie chwalił, ale jest w tym coś ciekawego. Jak się wczoraj ubierałem przed nocnym kursem, to szybko sięgnąłem po skarpety i trafiłem na kompresyjne. Nie chciało mi się grymasić i je założyłem. Dzisiaj rano stwierdziłem ze zgrozą, że przekimałem w nich całą noc. Wrażenia? Niezmiernie pozytywne. Łydki mam wypoczęte i gotowe do wysiłku. Czytałem, że gdzieś na dalekim zachodzie jest szkoła ultrasów żeby spać w kombinezonach kompresyjnych. Ma to podobno wspomagać regenerację. Chodzi - o ile dobrze pamiętam - o stały nacisk na naczynia krwionośne, które są zablokowane opuchniętymi mięśniami i nie mogą się opróżnić ze słabo natlenionej krwi. Podobno kompresja to ułatwia. Kombinezonu nie kupię, ale przed dłuższym bieganiem kiedyś się przekimam w kompresjach.
Stopy były, łydki były. Czas na resztę nóg. Jaki przy tych swingach giry dostają wycisk... Już teraz wiem, że obolałe kolana to nie zasługa spacerów biegowych po treningu, ale właśnie wymachów. Wystarczy postawić stopy niezgodnie z osią, w której pracuje kolano i dupa zbita. Przy 500 powtórzeniach każda niedokładność musi się pokazać.
Zmieniony przez - MaGor w dniu 2014-11-08 08:56:29