shadow78Na koniec tego postu - serdecznie dzięki, Marcin! Bardzo mi pomogłeś trzymać
tempo i przeżyć psychicznie ten bieg. Dzięki również za cenne wskazówki - np. techniki wbijania mentalnego harpuna i wyprzedzania. Mam nadzieję, że do następnego:)
W miare mozliwosci, zawsze do uslug i zawsze z przyjemnoscia. Tak jak Ci mowilem, jesli nie pomoga lekarze i nie bedzie szans na poprawianie wlasnych wynikow - skupie sie niemal wylacznie na bieganiu z innymi i dla nich jako zajac, rozprowadzacz, zwal jak zwal. Fascynacje pogonia za kolejnym kawalkiem medalu do kolekcji dla sztuki mam juz za soba, szukam teraz w startach przyjemnosci, a ta nie zawsze musi oznaczac PB - czasami o wiele wieksza radosc ma sie z radosci kogos innego. Moim nadrzednym celem z kolei jest odczarowywanie mitu triathlonu jako nieosiagalnej dla wszystkich, czy tez dostepnej dla wybranych dyscypliny - i chyba do tego najlepiej sie nadaje - se swoim siermieznym plywaniem, przecietnym rowerem i bieganiem - ale uwazam ze droga do tego zawsze powinna wiesc przez bieganie dystansow. Dystansem konczy sie kazdy triathlon, tam sie umiera, tam boli i tam jest najwiecej radosci, jesli wiec przeprowadzi sie kogos przez pieklo wchodzenia w dystanse biegowe, pozniej nic juz nie jest straszne.. no nie liczac plywania ;)
Wracajac do biegu - mysle ze ta godzina byla wczoraj w zasiegu, ale to jest tzw madrosc po - gdy juz wiem co udalo sie wybiegac, gdy potrafie ocenic w jakim stanie konczyles. Gdybym mial te wiedze wczesniej, za uszy dociagnalbym Cie na mete ponizej godziny. Nie majac zupelnie rozeznania w profilu trasy, nie wiedzac ile jeszcze tych pagorkow przed nami - balansowalem na granicy - dobiegniemy w niezlym czasie, albo bedziemy maszerowac. Celowo nie podawalem Ci juz miedzyczasow od polowy dystansu wiedzac, ze nie nabiegamy godziny, i jak to zwykle bywa biegnac na luzie niemal otarlismy sie o ten plan maksimum. Z drugiej strony, dobrze sie stalo, nie jestes jeszcze gotowy na bieganie ponizej 60 minut, zlamanie tej bariery wczoraj o kilka sekund zaklamaloby Ci obraz mozliwosci na chwile obecna, a tak masz fajny cel blisko przed soba, w zasiegu, za dajmy na to 6-8 tygodni - a jednoczesnie wykonalismy dobry trening w warunkach bojowych, wiesz juz jak to jest biec w zawodach, wiesz jak byc w ogonie stawki, jak to jest gdy nas wyprzedzaja z usmiechem, gdy my umieramy, ale tez wiesz co to konktra biegowa, jak odeprzec atak, jak wyczekac a nastepnie mentalnie zdewastowac przeciwnika, ktory juz swietowal zwyciestwo nad Toba. Wiesz jak podbiegac pod gorki nie przechodzac do marszu, mimo ze chwile wczesniej na plaskim wydawalo Ci sie ze juz nie zyjesz, wiesz, ze nie wolno sie zatrzymywac nawet na punktach z woda. Wszystko co najgorsze, nie, co najtrudniejsze, lacznie z przelamywaniem kryzysow, ze sztuka oszukiwania glowy, z wylaczaniem myslenia - juz odrobinke poznales. Wiesz ze ostatni kilometr sie nie liczy w oczekiwaniu na linie mety :) Kiedys nauczysz sie tak samo traktowac ostatnie 2, a pozniej ostatnie 5 km ;) Masz material do poprawiania sie w kazdym z tych elementow. A te 90 sekund spoznienia, juz ostatecznie, biore na siebie, dalem sie podpuscic Twojemu optymizmowi na poczatku, i na 4 km mielismy minute zapasu. Te 15 sekund na km zrobilo roznice w drugiej czesci, i to jest material do nauki dla mnie - bardzo trudno nie ulec pokusie zrobienia malego zapasu wtedy, gdy Tobie biegnie sie lekko - prowadzac kogos na zalozenie taktyczne trzeba na bok odlozyc ambicje i realizowac plan konsekwentnie do bolu.
Tak czy siak, pierwsze koty za ploty, jesli nie wczesniej, widzimy sie mam nadzieje w Malborku - na mojej bitwie zycia, i w Puszczykowie, na Twojej ;)