kerad37, jak się nad tym zastanawiam, to dawniej był u nas (w Polsce) pewien niepisany schemat odżywiania - całkiem niegłupi i w przypadku ludzi zdrowych dobrze się sprawdzał bez żadnego liczenia, przynajmniej w kwestii utrzymania szczupłej sylwetki.
- 3 posiłki główne, w tym obiad z większą ilością białka, porcją węgli i surówką/sałatką warzywną lub zupą z warzywami;
śniadanie i kolacja nieco mniejsze, kombinacja BTW (jajka, twaróg, wędliny, pieczywo), do tego przeważnie też jakieś świeże warzywne i owocowe dodatki.
- 1 czy 2 przekąski - kanapka, owoce, ciasto, kabanos, orzechy...
Kilka szklanek napojów - do posiłków plus jakieś dodatkowe.
I teraz, jeśli ktoś się tego trzymał, nie przesadzał ze śmieciowymi dodatkami, cukrem do napojów - miał co dzień zapewnione jakieś minimum składników odżywczych: białko (z różnych źródeł), błonnik, tłuszcz nasycony (masło, smalec do kanapek i w mięsie), tłuszcz nienasycony (olej) w surówce i z ryb, które jadało się tradycyjnie choć raz w tygodniu; trochę owoców i warzyw (przynajmniej część co dzień na surowo), węgle ze zróżnicowanych źródeł - raz ziemniaki, raz kasza, raz makaron, ryż...
Z kolei w miarę regularne pory posiłków i te mniejsze przekąski zapewniały to, że organizm się przyzwyczajał, nie było głodowania, skoków cukru, napadów głodu, ciągot na słodkie itp.
Przy takim schemacie, który jest dobry w ogólnych założeniach, łatwo korygować swoje posiłki, np. po wysiłku większa porcja mięsa i trochę więcej węgli na obiad czy kolację. Kiedy widzisz, że tyjesz, możesz ograniczyć węgle i/lub tłuszcze - cukier, deser, ilość kanapek , ziemniaki na obiad, ilość masła na kanapce czy sławnego tłuszczu do ziemniaków. Nie burząc całego schematu, można obserwować, jak takie zmiany wpływają na sylwetkę i odpowiednio reagować...
Było w tym b.dużo dobrego.
Niestety w pewnym momencie zasypało nas kilka złych rzeczy na raz - śmieciowa żywność, moda na wychudzone sylwetki, durnowate koncepcje żywieniowe (niskokaloryczne diety, unikanie tłuszczu, węglowodanowe śniadania itp. itd.).
Ludzie odeszli od schematu i pogubili się całkiem, stracili orientację w tych zbożach, jogurtach, nieregularności posiłków, śmieciowym żarciu - a wszystko to sprzyjało tyciu i napędzało apetyt.
Przy braku jakiegokolwiek sensownego schematu i bez liczenia makro - nic dziwnego, że wpada się w skrajności, niedobory białka czy tłuszczu, napady głodu itd. Kończy się desperackimi cięciami kalorii i innymi krokami, które tylko pogłębiają problem tycia i w dodatku jeszcze sprzyjają głębszym problemom z psychiką, zaburzeniom odżywiania itd.
Stąd ludzie z młodszych pokoleń są zagubieni i bez kalkulatora sobie często nie radzą, bo nie mają oparcia w jakimś choćby skromnym , ale racjonalnym schemacie. Kiedy się przyglądam dietom stosowanym przez nowo przybyłe użytkowniczki działu Ladies (które często uważają, że odżywiają się "fit"), jestem nieraz po prostu w szoku, jak można tak beznadziejnie jeść (składowo i ilościowo)... Moje koleżanki z czasów szkolnych , które nie miały zielonego pojęcia o żadnych makrach i dietach - jadły wg schematu i intuicji - odżywiały się tysiąc razy lepiej ( i też dzięki temu nie miały takich problemów z wagą, przemianą materii, hormonami itd.itp.). Przypuszczam, że wielu młodych mężczyzn ma ten sam problem.
Dlatego teraz kalkulatory i liczenie kalorii, kombinowanie - są na topie. Ludziom brakuje absolutnych podstaw, umiejętności zdrowego jedzenia i mają rozwaloną intuicję...
Muszą od tego zacząć, nauczyć się, wyrobić jakieś nawyki i później dopiero stopniowo mogą uniezależnić się od kalkulatora.
A co do budowania masy, to pierwsi
kulturyści też nie mieli kalkulatorów i jakoś sobie radzili - jedli zdrowiej, sensowniej, mieli intuicję i obserwowali, co się dzieje. Kiedy są podstawy, kalkulator jest zbędny.
Odnośnie hormonów, niewyspanie to głównie możliwość wyższego kortyzolu i insulinooporności, ale bardziej istotne moim zdaniem jest to, aby jako tako dopasować kaloryczność do aktywności. Jaki sens w jedzeniu jednego dnia na siłę i w niedojadaniu kolejnego dnia? Jeśli zjesz adekwatnie, to średnia i tak wyjdzie prawidłowa, tylko przez dwa dni pod rząd nie robisz sobie od górkę - raz z nadmiarem energii, raz z niedoborem. Jeśli ktoś korzysta z kalkulatora, to takie zmiany też można notować i w razie czego korygować.