Też jestem jednak za opcją: ładować dzień wcześniej węgle po kontrolki. Następnym razem jednak pójdzie kasza/mąka gryczana/ryż brązowy bez białej mąki i cukru. Zobaczylibyście miny moich dzieciaków jak żarłem makaron?
Ciekawy wątek poruszył kiedyś chyba Evo, o faktycznej kaloryczności mieszanki węgle proste - tłuszcz. Prosta suma kaloryczności to 4 + 9. Jednak mogą zaistnieć warunki, że mieszanka taka zyska na wartościowości i da w rezultacie około 30 kcal.
Śmietana i żółtka przed biegiem - i-d-e-a-ł.
Podoba mi się określenie: 32 + 10 + 195 euforii
Tak właśnie jest. Jeżeli się przygotowywałeś sumiennie, masz głowę na karku i nie dasz się ponieść emocjom, to bez trudu poniesiesz te kilka kilogramów więcej w pierwszej połówce.
Słuchajcie: piłem na każdym punkcie (ok 150 ml wody) + 2 x 700 ml Oshee.
Daje to jakieś 4-5 litrów wody. A w krzaczkach i w tojce byłem tylko po razie
Reszta musiała pójść z potem. No i tak jak pisałem gdzieś:
- naukowcy bardzo często powołują się na świat zwierząt. Koliber nap*****la skrzydłami w tempie wiertarki jubilerskiej i żywi się wyłącznie nektarem. Jednak - podobno - udało się go przebadać i stwierdzono, że jego serce zasilają głównie kwasy tłuszczowe. Po prostu przy takim wysiłku, ma do perfekcji doprowadzone mechanizmy zamiany kwasów tłuszczowych na energię (bo że kwasy tłuszczowe są podstawowym paliwem człowieka, choćby jadł wyłącznie cukier z cukiernicy, to wiemy wszyscy). Drugi gatunek ptaków to siewki. Przed odlotem tyją około 60% swojej masy i potem potrafią lecieć kilka tysięcy kilometrów żywiąc i pojąc się własnym sadłem. "Pojąc" dlatego, że ubocznym produktem spalania tłuszczu jest woda. Tak gdzieś czytałem, na jakiejś doktrynalnej stronie kościoła LC
Ale to nie jest dziennik Antoniego Gucwińskiego, tylko mój i koniec dywagacji. Jedyna informacja: jak się pocimy na treningu, to nie musi to znaczyć, że to tylko od gorąca. Część potu będzie pochodziła ze spalonego tłuszczu
Cukier mnie zatruł. Nie wiem czy to możliwe. Przypomniały mi się dwa fakty. Wieczorem w sobotę Pani rzekła, że mam strasznie żółte białka w oczach (objaw wątrobowy?). No i - o czym nie pisałem - obudziłem się grubo przed 3 i nie mogłem zasnąć. Miałem taki dziwny ból głowy. Podobny do tego z przechodzenia w ketozę + bardzo cuchnący oddech (on na tłuszczówce ogólnie nie bywa lawendowy, ale wtedy biło z sieczkarni jak murzyńskiej chaty). Tak, że "ładować to trzeba umić" i tyle.
Na razie (dzisiaj) jest petarda. Lecę na trening na prawdziwą siłownię.
Plan:
5 minut ergometr
5 minut rozciąganie dynamiczne
5 minut gimnastyka ogólna
I Część. (Serie x powtórzenia)
Ustawione w obwód:
MC - 70-80% 1RM 10x2
WL - 70-80% 1RM 10x2
Wiosło (ciężar jak w WL) 10x2
Uginanie bicepsa - 10x2
II Część
EMOM - WL - 50% 1RM - 10 minut/10 rep.
EMOM - MC - 50% 1RM - 10 minut/10 rep.
EMOM Zarzut z podłoża (może nawet z podrzutem) - 5 minut/3-5 rep.
Zakończenie:
Ergometr 5000 metrów w układzie
5 x 100-150-250-500 i odpoczynki po 1 minucie (spróbuję wykalibrować pulsometr)
Rozciąganie
Zakupy, obiad itp.
A ćwiczył będę w raju. Mała, kameralna siłownia, 400 metrów od domu, wyposażona pół roku temu. Pusta. Nikogo. Do mojej dyspozycji będą trzy sztangi olimpijskie naraz
---
Byłem dzisiaj na plebanii u proboszcza. Załatwiam z nim sprawy służbowe. Jak wychodziłem to lało i musiałem pobiec do samochodu. No i pobiegłem. Lewa noga pojechała mi w bok na śliskiej kostce i dostałem strzała bólu w kolano. Nie wiem, czy to odezwał się poranny dyskomfort, pewnie skutek maratonu, czy to wynik tego poślizgu. Na wszelki wypadek do końca tygodnia nie biegam i nie
skaczę na skakance. A na trening dzisiaj zakładam stabilizatory.
Znikam.