To ja najpierw o jajach z cholesterolem.
Nie boję się cholesterolu. Dlaczego miałbym się bać jednego z najważniejszych składników, z którego zbudowane są komórki mojego ciała?
Zanim jednak posądzicie mnie o ciągoty autodestrukcyjne przedstawię swój stan wiedzy na ten temat. Wiedza owa pozwala mi kroczyć ciemną doliną i zła się nie lękać
Lekarze (dawni lekarze) zauważyli, że większość osób cierpiących na poważne schorzenia serca ma podniesiony poziom cholesterolu. Zależność pomiędzy tymi dwoma zjawiskami jest analogiczna jak obserwacja, że ludzie, którzy w zimie łamią kończyny na śliskim chodniku ubrani są w krępujące ruchy, zimowe ubrania. A zatem: chcesz zwiększyć poziom swojego bezpieczeństwa - przestań nosić w zimie grube ciuchy. Logiczne? Chyba nie zaprzeczysz, że odsetek osób ubranych w krótkie spodenki i sandały, łamiących rękę w styczniu będzie wyjątkowo niewielki, a i równowagę łatwiej utrzymać.
Absurd. Rozumny człowiek popuka się w czoło i pójdzie do swoich spraw.
W kwestii cholesterolu i tajemnego życia naszych ciał już tacy niefrasobliwi nie bywamy. Skoro statystyka potwierdza zależność, a lekarze przytakują, to trzeba im wierzyć. Na porach roku, ubieraniu i temperaturach zna się każdy, ale na cyferkach, skrótach i terminach laboratoryjnych już tylko nieliczni kapłani wiedzy medycznej. Ale przecież lekarze nie są sektą egipskich kapłanów żerujących na niewiedzy przeciętnego pacjenta... No może i nie są. Niemniej jednak w pobliżu ich świątyń i gabinetów krąży stado handlarzy relikwiami i magicznymi preparatami, za które trzeba bulić słono.
Naukowcy bardzo szybko zorientowali się, że cholesterol niejedno ma imię. Jest ten zły, gęsty LDL, który potrafi zatykać tętnice, aorty, dewastuje naczynia wieńcowe itp. I jest ten dobry, HDL - podstawowy budulec wszelkich komórek naszego ciała. Bardzo szybko zorientowali się również, że
ilość cholesterolu przyjmowanego w pożywieniu ma się nijak do jego poziomu laboratoryjnego. Na wszelki wypadek dalej zalecali ograniczenie spożycia jajek i tłustego mięsa (pamiętajcie: sandały i krótkie spodenki...). Po czasie okazało się, że za poziom złego cholesterolu odpowiada raczej cukier i pochodne (mąka, owoce), a nie smalec wieprzowy!
Niestety było już za późno. Inni naukowcy odpowiedzialni za zyski wielkich firm farmaceutycznych "odkryli" leki, których jedynym celem było obniżenie poziomu cholesterolu. Wiedząc o tym, że człowiek nie potrafi obniżyć jego poziomu kontrolując menu, znaleźli specyfiki, które sprawiają, że wydruk z laboratorium wygląda przyjaźnie, a wskaźniki lipidogramu znajdują się pomiędzy granicami normy. I tak oto niegroźny i pożyteczny składnik biologiczny stał się fundamentem nowej gałęzi przemysłu farmaceutycznego. Niekończąca się opowieść... Wysoki cholesterol - lekarz - apteka - paczka kolorowych pigułek - niski cholesterol. Repeat: wysoki cholesterol etc.
W ogóle jesteśmy trochę niewolnikami takich uproszczeń w duchu nauki amerykańskiej. Toporne toto i proste jak futerał na cep, a przy tym stwarza niebezpieczne pozory racjonalności. Przykłady?
1. Człowiek otyły ma za dużo tłuszczu. Powinien unikać tłuszczu w diecie, bo to co zjada przedostaje się z żołądka do tkanki tłuszczowej.
2. Jak chcesz mieć mięśnie musisz zjadać mięśnie zwierząt i inne produkty zawierające bardzo dużo białka. Gryziesz mięso na malutkie kawałki, które małymi otworkami wprost z żołądka trafiają do miejsc obolałych po treningu (Jak boli to rośnie)
3. Cukry dają energię, a warzywa i owoce to wspaniałe źródła witamin, bez których nie da się żyć.
W każdym z tych mechanizmów tkwi odrobina prawdy, ale można je zinterpretować w sposób, który zaprowadzi wprost na sam koniec ślepej uliczki. Itp.
Zauważcie: Amerykanie wydają miliardy dolarów na walkę z otyłością i badania z nią związane i paradoksalnie problem rośnie, chociaż mechanizmy otyłości są rozpoznane lepiej niż kilku innych ciężkich chorób.
Wracając do jaj i cholesterolu.
Cały cholesterol, który mamy powstaje w wątrobie. Wszelkie leki obniżające cholesterol działają na ten organ. O ich skutkach farmaceuci milczą milczeniem kłopotliwym (Podobnie sprawa wygląda na odcinku "spalaczy". Nie demonizuję, nie nawracam. Lepiej nie tykać bez potrzeby. Polecam film "Farmaceutyczne oszustwa" na YT, ale produkcja chyba Planete. )
A jajka? Słuchajcie... Najwyższa wartość biologiczna białka. Białko tak wartościowe, że aż boję się jeść na tłuszczówce. Organizm może z nim zrobić co chce, łącznie z błyskawicznym wyprodukowaniem cukrów. Wartość wszystkich białek ustala się w odniesieniu do
białka jaja kurzego... a żółtko jest dziesięć razy bardziej wartościowe. Osobiście otaczam jajo kultem, co przekłada się ostatnio na spożycie.
Od 16 czerwca monitoruję stale pożerane pokarmy (wieczorem, po przedostatnim posiłku - kartoflu - podliczam wszystko). Wczoraj zjadłem ich więcej niż wynosi norma, ale o tym za chwilę. Oto dane dotyczące spożycia rzeczonych jaj:
PS. Bez cholesterolu nie ma testosteronu. Bez testosteronu... Co ja Wam będę pisał...
Kamil powiedz żonie, że działa przeciwko sobie ograniczając jajca w misce
====================================================================
Wczoraj "reset". W cudzysłowie.
Wybrałem się w podróż do Warszawy. Między innymi odwiedziliśmy festiwal teatrów ulicznych. Jakoś tak to wyglądało:
Rewelacja. Dziewczyny (kobiety i to jakie!) robiły np. szpagaty na szczudłach. Faceci potrafili zatańczyć kozaczoka (też na szczudłach)
Łapki same biły brawo i ogólnie nastrój fiesty
O wyczynach artystycznych pozostałych "artystów" to nie bardzo mam ochotę pisać. Za tydzień, w sobotę będzie spektakl polskiego Teatru Akt "Płonące laski 4", na który (pomimo dziwnego tytułu) warto pójść. Kilkanaście lat temu moja córka zachwyciła się tym widowiskiem i jak się uda, to obejrzymy je ponownie.
Cudzysłów przy słowie "reset"
Ogólnie wstałem ciężko poturbowany. Tak jakoś się czułem. Sobota, rozluźnienie, początki jakiejś infekcji (syndrom wakacji). Ogólnie to było ok. Zjadłem, nagotowałem jajek na podróż, w pojemnik wziąłem masło, pomidory, ziemniaki i wio. No i cacy.
Gdy już siedzieliśmy nad Wisłą, a towarzystwo popijało swoje drinki (dobrze ze mną mają, nie ma co), nagle zaswędziało mnie w nosie i puściła mi się krewka z jednej dziurki. Znam to zjawisko zbyt dobrze, żeby panikować. Przemęczenie i przesunięcie naczynek włosowatych tuż pod skórę. Bardzo łatwo wtedy o ich uszkodzenie. Potrzebuję witaminy K, czyli mnóstwa zielonych warzyw, które dzisiaj wpadną do miski. Nic wielkiego ale wskazanie jest
Muszę się zasuplementować witaminami trochę mocniej. Z oceną przemęczenia poczekam.
A potem zdarzyło się coś... Wyciągnąłem auto z poślizgu na Sanguszki. Padał deszcz i chyba najechałem na jakąś plamę oleju (niekoniecznie, tam jezdnia jest paskudnie wyprofilowana). Pociągnęło mnie konkretnie. Czuję, że z zewnątrz wyglądało to gorzej niż od środka. Chociaż rąsie się spociły, bo z autem z przeciwnego pasa minąłem się o pół metra. Szkód żadnych nie było (bielizny pasażerek nie sprawdzałem
)
Lecę po jakieś żarcie do Biedronki. Co by tu zjeść? Może jajecznicę?
Nie wiem czy dzisiaj pobiegam. Może wieczorem. Chcę odpocząć trochę.
Zmieniony przez - MaGor w dniu 2014-06-29 11:02:31