Dziękuję Wam za dobre słowo. Poniżej, jak to było w Malborku...
Relacja - Malbork 1/2 IM
Najbardziej niedocenione zawody przeze mnie. Jechałem tam na luzie, z lekkim sercem... Raz - przepisałem się z pełnego dystansu, więc leciałem tylko "pół", dwa - trasa płaska, trzy - biegowo zawsze jakoś to jest, więc co tu myśleć... cztery - miesiąc temu brałem udział w 1/2 w Gdyni, gdzie poprawiłem czas o pół godziny, miałem nadzieję urwać tutaj kolejne, kto wie? Może jeszcze 20 minut?
A wracając w sobotę ze strefy zmian i mając nogi po kostki w błocie mogłem się zastanowić, mogłem przewidzieć, że nie będzie łatwo. W dobrym nastroju położyłem się jednak spać.
Rano... godzina 8:00 jestem na miejscu, zaczyna padać. Przebieram się w piankę i po uzupełnieniu bidonów stoję od 8:30 w tej piance w deszczu. Marznę. 8:45 każą wejść do wody - wchodzę. Unoszę się na powierzchni kolejne 15 minut marznąc jeszcze bardziej, gdy grają Bogurodzicę na start zaczynam trzaskać zębami z zimna. Nic to, jak już popłynęliśmy, trochę cieplej. Żadnych szczególnych rewelacji, czas około 42 minut, czyli h**owy, ale stabilny. Trochę wodorostów, nawigacja prosta, mocna pralka na początku. Pływanie niespieszne, pooglądałem zamek i tyle. Do strefy zmian, błotnego spa. Chwila moment ;) i już na rower.
Rower. Płasko nie znaczy łatwo. 2 pętle, w każdej połowa pod wiatr. Jazda pod wiatr zdewastowała moje nogi i pokazała, gdzie moje miejsce, podczas jazdy z wiatrem starałem się odrabiać, ale nie bardzo było z czego już. To o czym nie pomyślałem, to że w przypadku płaskiej trasy kręci się cały czas. W Gdyni na zjazdach można odpocząć, tutaj takich udogodnień nie ma. Nie byłem przygotowany na 3,5 h mocnego pedałowania.
Gdy zsiadłem z roweru, po pierwszych 500 metrach wiedziałem, że jest źle. W Gdyni miesiąc temu dość lekko biegłem pierwsze kilometry około 5:30, tutaj 6:50 i ból wszystkiego. Trasa biegowa tragiczna. Nawierzchnia zmienia się co 500 metrów, trudno wpaść w rytm ( mi osobiście ). Wiem, że kilka osób złamało 4 godziny nawet na tej trasie, dla zwykłych jednak zjadaczy chleba jest to dużo trudniejsza trasa niż Gdynia.
Do mety doczłapałem się w limicie czasu, z jakimś tam zapasem, umordowałem się koszmarnie. Malbork jednak wszystkim serdecznie polecam. Wracam tam za rok.
Ps. Mianuję się królem strefy zmian. Tym razem łączny czas ponad 21 minut. Sprawdziłem, najlepsi robili pierwszą w 3:30 ... Ja w tym czasie nie dobiegłbym nawet z wody do roweru, nie mówiąc o reszcie. Trzeba przecież zdjąć piankę, ale tak, żeby jej nie porwać. Nie po to uważam cały rok, żeby głupim jednym ruchem teraz zepsuć. Trzeba ją złożyć i odłożyć do worka. Trzeba wytrzeć stopy z błota ręcznikiem. Trzeba założyć skarpetki. Buty. Kask. Numer startowy. Sprawdzić, czy nic nie wala się luzem. Ustawić zegarek. Łyk wody, żel, łyk wody i można ruszać...
Przede mną jeszcze jeden start w tym sezonie, już dla relaksu i bez spiny. Październik
roztrenowanie, potem kurs na pełen dystans.
Acha, mój czas z Malborka to 7:14. Tak.
7:14. Niech to będzie memento dla mnie i może dla innych, którzy lekko chcą podejść do startu :)