Zanim padnę - napiszę...
6500 z 10000 na liczniku.
32 kg.
Dodatkowo: press 1,2,3 EH
Czas: 45'34" (-1")
Przerwy: 1'/1'
Tak. Skróciłem odpoczynki pomiędzy klastrami o połowę. Następnym krokiem będzie 45"/1', a potem 30"/45" - o ile cykl się nie skończy. Bo ostatnią 50-tkę to robiłem ze łzami w oczach. Dosłownie rozrywało palce, a ręce drżały jeszcze pół godziny po treningu. Po wszystkim zaliczyłem spacer. Nawet się nie oszukuję, że to był bieg. Po prostu żywy chód.
Boli mnie cały brzuch z przodu. Pod prysznicem nie mogłem się skręcić, bo dołączyły skośne. Przy wstawaniu z krzesła czuję przód i tył uda, a nad ranem łydki. Jednak co swing to swing.
W przedostatnim klastrze pomyliłem się i najpierw zrobiłem 25, a potem 15. I wcale nie było lżej. 15-tki są bardzie dynamiczne (w stylu HS). 25-tki to nieco inny rodzaj pracy.
Bezpośrednio po swingach zjadłem duże
jabłko. Na kolację jajko i pół papryki, a przed kilkoma minutami dwa (były tylko bardzo małe i zielone) pieczone banany. Jak one mogą smakować... Mój numer 1 w "deserach".
Zmieniony przez - MaGor w dniu 2014-10-28 22:49:32