Kettlebells i bieganie - MaGor vol. II

Nom...

Skarbonka musi ważyć około 500g, żeby stykło na 32kg... Odpowiednio sobie policz !
A jak sprawa z lustrem się zakończyła?
Chyba mi umknęło..

Z lustrem cisza, to znaczy, że chyba ubezpieczalnia pokryła. Bo, że miałem polisę na OC w życiu prywatnym to wiesz? Pisałem? W robocie opłaciłem. 19 zł. Obejmuje amatorskie uprawianie sportu. Mogę rozwalać lustra itp.

Skarbonka pełna, długów brak. Do tego przyszedł kwit z jakiejś kasy zapomogowej, co to mi na jej rzecz potrącają 30 zł miesięcznie, że samego wkładu uciułałem sporo. Założyłem lokatę "na kaprysy" w banku, na którą co miesiąc potrącają mi 100 zł. Skarbonki z piątakami pójdzie na buty do maratonu. Gdzieś tak w marcu. Kula 48 kg będzie sfinansowana z innego źródła.

niech tylko ubezpieczyciel trafi na ten dziennik to odrazu będziesz musiał oddawać kasę za lustro - jaki tam z Ciebie amator sportu

W umowie były ciekawe zapisy. Np. nie pokryliby szkody gdyby powstała w wyniku bicia osobistych rekordów Aż się przejdę któregoś dnia sprawdzę sytuację

Czy wyciskanie kuli której nie jest w stanie się wycisnąć to próba bicia rekordu, czy normalny trening??
Znany trener Pavel tak zaleca.

Ciekawe skąd wzięliby rzeczoznawcę, czy jak nazwać speca, który określiłby co robił taki ktoś..

Myślę, że chodzi tam raczej o sytuacje, w których odmawiają wypłaty z racji amatorskich prób bicia rekordów np. Guinnessa. To ma posmak jakiegoś przedsięwzięcia medialno-kemercyjnego. Na wszelki wypadek napisałem w oświadczeniu, że był to mój rutynowy trening, nie utrzymuję się z uprawiania sportu itp.

Lepiej kupić sobie XYZ niż lustro do siłowni.
Dobrze, że skończyło się na strachu.

Miałem gości - przekładaniec - schab/indyk/boczek/ser wyszedł znamienicie!
Trochę się nie trzymał kupy - może warto dawać podwójne plastry sera??
Nawet jedna osoba powiedziała, że nie czuła sera..
Piekłem godzinę i potem jeszcze z godzinę "dochodził" w piekarniku - przez co nieco wystygł - chyba lepiej podawać taki świeżo zrobiony.

Drugie podejście i spoko wyszło - polecam!!

Rano "naprawiłem" sandbaga. Sypało z niego piachem i mnie denerwowało. Winne były moje własne obciążniki. Zawinąłem całość w kawał starego materaca i okleiłem taśmą. Powinno wytrzymać ciosy i upadki W sumie robota zastępcza, ale będzie czym pomachać na rozgrzewkę.
Wczoraj nic nie robiłem. Wieczorem się wygłupiałem i... zrobiłem ćwiczenie, które mogę nazwać Reverse Human Tactical Get-Up Tj. ze stania, położyłem się na dywanie i znowu wstałem z humanoidalnym obciążeniem (jak Obciążenie to przeczyta, to mam przesrane ) Fajnie jest, bo obciążenia było - pi razy oko - jakieś 50-55 kg (nie miałem zamiaru pytać - jeszcze mi życie miłe). Zdjęć nie mam
Dostałem ultimatum: jak coś bąknę o redukcji, odchudzaniu itp. to moje relacje damsko-męskie ulegną radykalnej przebudowie. No to nic nie bąknę. Będę w milczeniu jechał Planem. Ale od jutra miskę zacznę regulować (muszę wyżreć nienormalizowane żarcie). W sensie pilnowania proporcji. Wychodzi mi, że przy chęci spożycia 100g białka:
DT
100 g białka - około 400 kcal
300 g tłuszczu - około 2700 kcal
100 g węgli - około 400 kcal
Zwiększenie podaży białka o 1 g wymusza dorzucenie do miski: 35 kcal, a zatem dodatkowe 10 g B = +350 kcal; 100 g B = +3500 kcal itd.
Zobaczymy jak się proporcja sprawdzi. Muszę opracować kalendarz "wygłupów" kulinarnych. No i notować, notować, notować
Jadę do szkoły. Potem bieganie.
---
Pobiegałem.
Psy mnie zaatakowały. Jeden prawie, a drugi bardziej. Gaz był w użyciu. Pierwszy to jakieś monstrum. Okolica jak z horroru, pusty dom i wielki knur wiszący do połowy na płocie (chciał do mnie przeskoczyć - 10 cm i by się udało). Tylko mu ślepia błyszczały i charczał z wściekłości. Tętno złapałem błyskawicznie o piętro wyższe. Drugi mnie podszedł/zakradł się tuż po 10 km. Zorientowałem się jak był metr od mojej nogi. Spory kundel. Prysnąłem w jego kierunku gazem. Jakiś czas później potarłem twarz rękawiczką. I się zaczęło. Wary drętwe, jęzor pali, w nosie wierci. Niezły ten gaz. I jak mi jeszcze muzyka zdechła, to postanowiłem, że wracam do domu. Idę spać
A jaka równa kadencja Na wykresie tętna widać pierwszy "atak"




Zmieniony przez - MaGor w dniu 2015-01-18 22:08:40

S&S "w celu" A może i lepiej?
Sam się dziwię. Nastąpi konieczność powieszenia czegoś na kuli.
Swing: 4'03"
TGU: 8'11", znaczy się "wchodzi".

Idę pichcić. Pierwszy dzień liczenia proporcji.
Na śniadanie:
Schab pieczony, kawałki po 80g B: 15 W:0 T: 5
Masło ekstra: 55 g B:0 W:0 T:45
Rodzynki: 20g B:0 W:14 T:0

Razem: B/W/T 16/15/50 i 566 kcal. Ciekawe kiedy zgłodnieję

A potem już będzie lepiej. Na drugie śniadanie i obiad:

---
14:27
---
Głód jest Nie ma. Ale zjadłem już 2/3 tej porcji. Jajca z rodzynkami wydzielają specyficzny "aromat".


Zmieniony przez - MaGor w dniu 2015-01-19 14:28:11

Wczoraj tragedia z korytem. Nie dojadłem ewidentnie. Głodu nie było jako takiego, ale miałem totalną odcinkę energii. Wstąpiłem do Biedronki i chlapnąłem kubek śmietany 30%. Trochę pomogło. Ale i tak w domu już tylko kilka plastrów polędwicy z dzika (wczoraj dostałem) i pomidor. I spać. Rano ok.

S&S
Wariant szkoleniowy:
Swing: 4'51"
TGU: 8'09" - ES: 20/24/28/32/35 (doczepione obciążenie)
Do roboty. Dzisiaj siedzę w pracy do wieczora. Potem będzie się trzeba zmusić do biegania.


Zmieniony przez - MaGor w dniu 2015-01-20 07:32:35