Ronin78Maciej nie przejmuj się wczoraj nie dałem rady zrobić poprawnie 3x30 podciągnięć nóg w zwisie na drążku, tez mi ręce nie wytrzymywały i się puszczałem, zobaczymy jak to będzie dzisiaj - czuje dodatkowo mięśnie brzucha więc może być problem mały.
Nie chodziło mi o sam przebieg treningu, tylko o pierwsze wrażenie
Potem poszło spokojnie i bez nerwów. Jak pisałem.
Czwartek rano czytaliście.
Czwartek po południu, mając pod nosem lasy liściaste, górki pagórki i inne malownicze "okoliczności przyrody niepowtarzalnej" wybrałem bieganie na stadionie miejskim. Technika miała być robiona, a nie cross po lesie. Na robienie techniki w terenie jeszcze przyjdzie czas. A poza tym... totalnie mi się nie chciało biegać. Czułem fizyczny i duchowy wstręt przed tą czynnością. No i odbyłem trening, który zaliczam do kategorii ożywczych. Już na etapie rozgrzewki poczułem przypływ energii. No i bieżnia była intensywnie używana przez stado biegaczy płci obojga, z czego wśród biegaczy płci pięknej było kilka osobniczek o figurze skłaniającej do głębokich przemyśleń
Do tego lekko rozkołysany krok biegowy i można biegać
No nic. Zacząłem sobie biegać 100/100. 100 metrów biegu i 100 metrów odpoczynku. Na łukach odpoczywałem, na prostych biegłem. I już. A jak poczułem, że za chwilę ulegnę lenistwu, to pobiegłem "drabinę" 100-200-300-400 z odpoczynkami równymi przebiegniętym odcinkom. Po tym etapie zdjąłem buty i zrobiłem kilka kółek na bosaka, a potem jeszcze zaliczyłem spacer po zimnej murawie stadionu (bosko)
---
Wczoraj (piątek) trochę zaspałem i - po raz pierwszy od bardzo dawna - obudziłem się głodny! Zjadłem śniadanie (tłuste, a jakże) i pojechałem na trening. Miałem zamiar odbyć
lekki trening. No i odbyłem.
WL 2 x 5 x 90
MC 2 x 5 x 130
i już miałem jechać do domu, a tu na siłkę przyszedł kumpel z czasów młodości. Pogadaliśmy, a że żal mi było tak siedzieć i mu przeszkadzać, to złapałem odważnik 32 kg (mają na wyposażeniu) i zrobiłem swój popołudniowy trening. O matko, ale wszedł. Czułem, że 40 kg to śmiało było w zasięgu. Nie wiem co to: czy śniadanie, czy rozgrzewka. Zrobiłem wyciskanie 5 x 1-2 na każdą rękę + 4 minuty wymachów (20 rep. na minutę - 32 kg). A potem dołożyłem 2 x 5 overhead squat z 40 kg. Całkiem przyzwoicie, aż byłem zdziwiony.
Wróciłem do domu, zjadłem i przespałem się chyba ze trzy godziny.
Siłownia u rodziców to klasa sama w sobie. Szatnia, natryski i całe zaplecze przeciętne. Samo wyposażenie sali emanuje siłą. Gryfy olimpijskie, chyba z tona obciążenia, tłuczki, opony, wszystkie najważniejsze maszyny (jak ktoś lubi) i dostęp do solidnej sali gimnastycznej z drabinkami, skrzyniami, linami itp. Od razu widać, że na tym sprzęcie wychowało się kilka pokoleń zapaśników tutejszego klubu.
===
Dzisiaj rano znowu mi się nie chciało. Ale pobiegłem. W planie dystans pomiędzy 6 - 8 km. Po lesie. No i pobiegałem. Wbiegłem w takie chaszcze, w takie błoto i krzaki, że się zwyczajnie zgubiłem. Momentami biec się nie dało z uwagi na błoto, a marsz to jedna wielka udręka z powodu insektów (komary, gzy - ślepaki, meszki). Droga to rów z błotem rozjeżdżony traktorami. Ale to nic. Tempo ucierpiało, ale gimnastyka była solidna
Jak wybiegłem w pola, na normalną drogę, to ulżyło mi potężnie.
"Droga" to brzmi dumnie
Po 8 km wyłączyłem GPS i po prostu poszedłem. Zdziwiłem się, ale trafiłem w środek przygotowań do eliminacji do młodzieżowych mistrzostw Polski w skokach przez przeszkody. Do tego jakieś degustacje lokalnych produktów (z Okrasą w roli jurora) itp. Poszedłem w swoją stronę. Sama mąka
Wracając wstąpiliśmy do sklepu sportowego, którego nie ma. W Lublinie. Sklep zlikwidowany, a w jego miejsce inny sklep. I co tam znalazłem? "Kettlebells"
Nowa linia cemanciaków. Strasznie "fotogeniczna"
Tu moja córa zarzuciła - podobno - 18 kg (nie wierzę). Gabarytowo jak bestia. Był też jeden żeliwniak, ale już współczuję komuś kto go kupi. Rączka jak pilnik do drewna. Kilka rolek papieru ściernego pójdzie.
===
Jutro odpoczywam. Pomimo unikania potraw spoza kanonu znowu czuję po powrocie od rodziców jakieś obrzmienie. Może winę za to ponosi wędlina (polędwica wędzona, ale dobrej jakości), a może żółty ser. Nie wiem. Innych potraw nie jadłem. Wiem, że sprawa się powtarza. Dosłownie czuję w sobie wodę i skarpetki zaczynają uciskać. Do przeanalizowania.
Miałem chęć na ładowanie dzisiaj po biegu, ale pomyślałem sobie jak beznadziejnie nienajedzony będę, to odpuściłem pomysł
Lecę napiję się śmietany i ugotuję kartofla na noc
Zmieniony przez - MaGor w dniu 2014-07-05 20:59:25