Bry!
Dziękuję za życzenia kochani
- to bardzo miłe z waszej strony - naprawdę dziękuję.
Kanarku - niestety przystąpiłem już do nowego treningu, ze względu na twoja nieobecność sam sobie rozpisałem planik - i jest to
trening dzielony - najwyżej HST zrobię w następnym cyklu ;)
Tyko - dziękuję za tort - ale ten facet który go niesie z pewnością sporo ingredientów do tego torcika już podjadł ;)
Finko - miło że nazwałaś mnie po imieniu, nikt nie robił tego od wielu miesięcu - ostatnią taką duszyczką był niejaki Travikoos ;)
Shelly - motylku! Przecież jeżeli objesz się takim torcikiem to utyjesz i nie będziesz mogła latać :P - Zresztą, motylki żywią się nektarem a nie torcikami ;) - dziekuję za życzenia, sąsiadko
BTW - Grasiu - wracam do formy - znowu piątka z Angielskiego
P.S - mam nadzieję że o nikim nie zapomniałem, bo mam problemy z wyświetlaniem niektórych stron i nie wiem czy ktoś jeszcze składał mi życzenia.
A tu macie kawał:
Amerykańskie sondy potwierdziły istnienie prymitywnej cywilizacji na
planecie Mars.
Butni amerykanie wysłali od razu rakietę załogową wypełnioną, paciorkami,
gumami do żucia,
czekoladą i "nowoczesną" odremontowaną bronią palną z demobilu. Gdy rakieta
wylądowała pośród
tłumu nieufnie spoglądających, zielonych tubylców, z megafonu popłynęły
słowa prezydenta USA
skierowane do bratniej ludności Czerwonej Planety obiecujące, przyjaźń,
współpracę, profity
i sojusz wojskowy. Po skończonym przemówieniu i odpaleniu wielkiego
pojemnika wypełnionego balonikami
w kolorach białym, czerwonym, niebieskim i zielonym, załoga stanęła przed
drzwiami, gotowa otworzyć
je i wpaść w ramiona Marsjan. Jakie było ich zdziwienie, gdy okazało się, że
w tym samym czasie
delegacja "zielonych" zespawała im właz z resztą korpusu rakiety, skutecznie
uniemożliwiając im
wyjście na zewnątrz. Kiedy Marsjanie skończyli dywersję, cały tłum
rozpierzchł się pozostawiając
samotną zaspawaną amerykańską rakietę. Bezsilni Amerykanie popadli w taką
apatię, iż zapomnieli
skontaktować się z bazą, a przez 2 kolejne dni siedzieli i nie odzywali się
do siebie. Na 3 dzień
zastukał w korpus przechodzący opodal Marsjanin-dziadek.
- Jest tam kto? Żyjecie?
- Taaaaak! - zakrzyknęli gromko kosmonauci do których serc i umysłów
powróciła nadzieja.
- Czemu tam siedzicie i nie wychodzicie?
- Przecież nas zaspawaliście a my mamy dla was prezenty, każdy z was coś
dostanie, wypuść nas - błagał dziadka kapitan wyprawy.
- Heh, te spawanie to taki nasz zwyczaj. Ale jak byli tu Polacy, to
poradzili sobie z włazem w 15 minut.
- Co? Polacy już tu byli?
- Tak, i tak jak wy mieli dla nas prezenty.
- Co takiego mogli oni wam dać?!?!?
- Nie wiem dokładnie co to było, bo akurat mnie nie było, ale to coś
nazywało się "w******l" i dostał to każdy, kto tu wtedy był.