Za gorami, za lasami zyla sobie piekna, niezalezna,
pewna siebie ksiezniczka.
Pewnego razu natrafila na zabe siedzaca
na kamieniu i przygladajaca sie brzegom nieskazitelnie czystego stawu w
poblizu jej zamku.
Zaba wskoczyla ksiezniczce na kolana i powiedziala:
- Piekna Pani, bylem przystojnym ksieciem, az pewnego razu zla wiedzma
rzucila na mnie urok. Jednakze jeden Twoj pocalunek wystarczy abym znow
stal sie mlodym, zwawym ksieciem, jakim bylem przedtem. Wtedy, moja
slodka,wezmiemy slub i bedziemy razem. Bedziesz przygotowywac moje
posilki,prac moje ubranie, rodzic mi dzieci i bedziemy zyli dlugo i
szczesliwie...
Tego wieczora przygotowujac kolacje, przyprawiajac ja bialym winem i
sosem smietanowo-cebulowym, ksiezniczka chichoczac cichutko pomyslala:
- No ****a, nie sadze...
I dalej przewracala skwierczace na patelni zabie udka w panierce...