Ehhh no dobra niech już Wam będzie ....
Miałam jakieś 8 lat chyba.. pamiętam było to jesienią , zaczął się nowy rok szkolny .. Od mojej kochanej babci dostałam taki śliczny beżowy płaszczyk jesienny .. Tego dnia maszerowałam razem z resztą mojej klasy do domu po zajęciach religii , bo na religię chodziliśmy do salki katechetycznej koło kościoła kilkaset metrów od mojej podstawówki... Pogoda była całkiem ładna , widoczność zatem też
.. Dzieci grzecznie czekały aż przejedzie pociąg i pan zawiadowca stacji otworzy przejazd ... Shelly czekając w pierwszym rządku aż otworzą szlabany , oglądała swój prześliczny ukochany płaszczyk .. Nie wiedzieć czemu zdało mi się w momencie kiedy szlaban zaczął się unosić że mój płaszczyk się o niego zahaczył ... No i w ramach ratowania płaszczyka przed podarciem , rzuciłam się na ten szlaban i kurczowo się go trzymając pojechałam w górę
hehe To był obciach .. wyobraźcie sobie teraz Shelly w beżowym płaszczyku z ogromym skórzanym tornistrem na plecach , uczesaną w dwa cudne warkoczyki .. i majtającą nożkami podczas gdy szlaban wolno się unosił ...
Ehhh na szczęście w porę czujny zawsze pan zawiadowca zauważył że jakaś blondi wisi na jego szlabanie i pospieszył mi na ratunek , zatrzymując ruch szlabanu , ruch uliczny ... Nie zapomnę tego nigdy .. te ciekawskie spojrzenia kolegów ze szkoły , przechodniów , kierowców samochodowych ..którzy zniecierpliwieni czekali na otwarcie przejazdu ....
Ehhh to było coś .. dostaje głupawki jak sobie przypomnę to ...
Chyba mam za bogatą wyobraźnie bo tak naprawdę to ten płaszczyk wcale się chyba nie zaczepił tylko mi się tak zdawało