Dzisiejszy wyścig to była walka o życie...
Coś poszło bardzo nie tak, ale nie wiem co
Wstałem wypoczęty, zjadłem porządne śniadanie, ruszyłem na zawody. Tam jak zawsze byłem 2h przed startem, żeby na luzaku wszystko sobie ogarnąć... Podręcznikowo, odbiór pakietu startowego, chwila lenistwa, rozgrzeweczka,
start! 3 okrążenia po 7km każde.
Od razu złapałem fajny mocny pociąg, z którym przejechałem 1 okrążenie w czasie poniżej 16 minut co dałoby przy utrzymaniu tempa sumaryczny czas około 48-49 minut. I z takim czasem ten pociąg zajechał na metę... niestety beze mnie
Na początku 2 pętli nagle totalny zjazd energetyczny. Nie mam kompletnie pojęcia co się stało ale nagle wszystkie siły odeszły, skurcz w żołądku... bez kitu myślałem, że się zrzygam na trasie
Od tego momentu reszta wyścigu to była walka o życie... pociąg odjechał, wszystkie inne dawno pojechały - męczarnia solo. Co jakiś czas mijające mnie znajome twarze - wyprzedzające mnie lub jadące akurat z naprzeciwka - krzyczały DAWAJ DAWAJ! ale co dać jak po prostu zero mocy. Oddychałem ale jakbym wcale nie łapał tlenu, wręcz się dusiłem
Doczłapałem się jakoś do mety w czasie
00:53:24 co względem zeszłorocznego 00:52:10 jest gorszy o ponad minutę
To jak na razie mój najgorszy start w tym sezonie... No cóż - taki jest sport. Raz jest dyspozycja 100% a raz jej nie ma... Nie mam pojęcia co zawiodło - strategia żywieniowa w dniu zawodów zawsze taka sama, również dzisiaj. Od rana samopoczucie super!
Jedynym pozytywnym akcentem zawodów było to, że plecy przez cały wyścig trzymały się fantastycznie! Ćwiczenia wzmacniające i aktywujące dupkę, które polecił mi fizjo spisują się fantastycznie
Na chwilę obecną puzzle powolutku tworzą całość... Teraz mam chwilę wytchnienia od startów, Ostatnie 2 starty dopiero 22.07 i 15.08. Jest czas by zreperować silnik