MaGorDługi spacer. Ognisko nad wodą. Kąpiel w lodowatej wodzie. Kawał mięsa znad ognia. Może być ciepła zupa/kawa. Albo rejs kanadą.
Zdecydowanie Twoja propozycja wygrała
Z niewielkimi zmianami.
Gdy już zacząłem spacerować, każde kolejne wzniesienie tak kusiło by na nie się wdrapać ... zanim się obejrzałem, zabrakło mi wody by nad nią ognisko zrobić
Plaża na którą dotarłem, właściwie jedyne miejsce gdzie mogłem się wykąpać, po ostatnich silnych wiatrach z zachodu wyglądała jak ...szkoda gadać. Pozostało mi więc dotrzeć nad jeziora ktore wypatrzyłem na mapie. Niestety, pierwsze z nich na terenie torfowiska, drugie z wysokimi brzegami.Postanowiłem kąpiel odłożyć na wieczór w znanym mi kąpielisku, po czym rozpaliwszy ognisko z żalem wpatrywałem się jak mi ze słoniny tłuszcz w ogniu znika. Nic to, boczek, wstążki słoniny i cebula skutecznie zaspokoiły głód. Przekąsiwszy kilka główek brukselki i sporą marchew, napchany po pachy przyrządziłem szybką kawę po trapersku i zmieniłem kierunek na powrotny. Ostatnie kilka kilometrów asfaltem, przy świetle księżyca. Po dotarciu do domu, klamoty zostawiwszy pod drzwiami, pobiegłem się zamoczyć. Krótko, dwie i pół minuty kąpieli i powrotne 300m bez wycierania w majtach do domu. Muszę chyba zainwestować w skarpety neoprenowe bo mi strasznie marzną palce u stóp i z obawy że nie dam rady wyleźć z wody, wcześniej kończę, mimo iż jeszcze by się posiedziało.
W fotograficznym skrócie wędrówka wyglądała mniej więcej
...tak...
Przelazłem trochę ponad 20km, z czego ponad 10 po skałach w górę i w dół, z 5km przedzierając się przez lasy i ostatnie 5 po szutrze i asfalcie.
A miała to być w założeniu aktywna regeneracja
W następną niedzielę, używając patyków do szaszłyków, pogram sobie w bierki.