"DT Xzaar. Triathlon, cel Double IronMan 2017"

Dla niektórych ludzi to fajna sprawa tak kilka godzin w sobotni poranek się spotkać po tygodniu pracy, każdy ta sama zajawka i się kręci, a w Polsce amatora ludzie bez zajęcia zganiają z asfaltowej ścieżki dla rowerów, mimo wszystko że się biegnie po krawędzi i miejsce dla roweru się zostawiło, co do popularności to chyba też Sebastian napędza ten sport w tym kraju, mają mistrza u siebie.

Widzicie, to sa roznice kulturowe, ale tez niestety w poziomie zycia, ktorych nie widac z zewnatrz. Wojtek widzi ze zrobilem dzis trening 5 godzin, i ja w sumie tez to tak widze. Ale juz ludzie z ktorymi dzis trenowalem nie. Mezczyzni i kilka dziewczyn zerwali sie o 6 rano i spotkalismy sie na basenie, o 8 bylismy juz w klubie i na rowerach na trasie - a o 9 zjechalo do klubu kilkadziesiat albo i lepiej osob, zony z dziecmi, mezowie z dziecmi itp. My trenowalismy, oni sie bawili, grali w pilke, w siatke, mieli festyn, grilla itp. Pokibicowali nam gdy ruszalismy na bieg, po czym dalej sie bawili. Gdy skonczylismy, bawili sie z nami. I oni wszyscy nie powiedza, ze tata, zona itp trenowali 5 godzin w sobote rano, tylko ze spedzili rodzinnie czas w sobote, razem, bawiac sie sportem. Dostrzegacie z pewnoscia te drobna roznice w postrzeganiu.

Dzis wracajac od razu pomyslalem o Marcelu - jak to On musi, chce, nie wazne - wybierac, czy spedzic czas z dzieckiem, czy potrenowac - i ja osobiscie tu stoje za nim i jego wyborem murem. W moich realiach nie byloby dylematu, wybrali by sie we trojke, my bysmy potrenowali, nasze zony i dzieciaki ( nie moje, bo ja nie mam ) pobawiliby sie, pojedli, posmiali, spotkalibysmy sie na koniec przy paskudnej kielbasce, dobrym piwku i dobrym ciescie dla dzieci - i wracalibysmy do domow kazdy zadowolony - rodziny, ktore spedzily czas razem, i zarazem ze znajomymi i przyjaciolmi.

Tak wlasnie byc powinno, a nie jest.. Ja osobiscie dzis bardziej sie czuje ze spedzilem milo czas w grupie ludzi, niz potrenowalem - sam potrenowalbym ciezej, zmeczyl sie bardziej - ale nie zawsze to jest najwazniejsze. Relacje miedzyludzkie, drobiazgi, gesty i slowa, wspolnota pasji i zainteresowan - wszystko co stanowi o naszym czlowieczenstwie.

Zycie bywa pokretne i szykuje niespodzianki. Pojechalem na saune i spotkalem Pana, z ktorym z rana trenowalem :) Mijalismy sie juz w klubie nie raz, ale nie wiedzielismy, ze dzielimy pasje. I tak mam nowego znajomego, bardzo kulturalnego starszego kolege, przy okazji zyskalem tez doskonalego nativ speakera, bo caly czas moj niemiecki daleki jest od przynajmniej przyzwoitego.

No i to byłoby extra. Muszę się zorientować co oferuje Kraków w tym zakresie. Dla mnie optimum to jak jadę do rodziców na wieś. Marcel ma kuzynów. Żona moją siostrę na ploty... a ja sam, albo ze szwagrem na rower.

Tak czy siak... 5h to dużo. Dla mnie 3-4h przez cały weekend to jest to co daje mi kopa energetycznego, sprawia radość i trzyma w sensownej formie. Przy 5h dziennie... obawiałbym się zbliżającego weekendu

xzaar77

Widzicie, to sa roznice kulturowe, ale tez niestety w poziomie zycia, ktorych nie widac z zewnatrz. Wojtek widzi ze zrobilem dzis trening 5 godzin, i ja w sumie tez to tak widze. Ale juz ludzie z ktorymi dzis trenowalem nie. Mezczyzni i kilka dziewczyn zerwali sie o 6 rano i spotkalismy sie na basenie, o 8 bylismy juz w klubie i na rowerach na trasie - a o 9 zjechalo do klubu kilkadziesiat albo i lepiej osob, zony z dziecmi, mezowie z dziecmi itp. My trenowalismy, oni sie bawili, grali w pilke, w siatke, mieli festyn, grilla itp. Pokibicowali nam gdy ruszalismy na bieg, po czym dalej sie bawili. Gdy skonczylismy, bawili sie z nami. I oni wszyscy nie powiedza, ze tata, zona itp trenowali 5 godzin w sobote rano, tylko ze spedzili rodzinnie czas w sobote, razem, bawiac sie sportem...

Nie interesuje mnie zupełnie aspekt socjalny, a sportowy. 5h trening - tylko to mam na myśli. W PL ludzie którzy zarabiają na życie uprawiając sport nawet tyle nie trenują.

Sog, za Orła na piersi,
wielki szacun, swoją drogą ja tam widzę, dwa Królewskie Potężne Ptaki, tak trzymać....
Pozdrawiam

muzzyman

Sog, za Orła na piersi,
wielki szacun, swoją drogą ja tam widzę, dwa Królewskie Potężne Ptaki, tak trzymać....
Pozdrawiam

Dzieki, dzis kontynuacja ;) Conajmniej kiludziesieciu biegaczy dzis ogladalo na moich plecach sliczny napis: POLSKA

Niedziela, dlugie wybieganie. Pogoda jest bajeczna a wiedzac z prognoz ze taka bedzie zaplanowalem dzis zwiedzanie mostow Dusseldorfu, wytyczylem bieg tak, by pobiec czterema z pieciu przez ktore mozna przedostac sie pieszo. Nie sprawdzilem na mapie dokladnie i obawialem sie nieco ze przegialem z trasa, ale wyszlo na granicy rozsadku. Kiedys pobiegne wszystkie 5 mostow, ale to wyjdzie okolo 38 km ;) Trasa swietna, choc kilka km starym miastem ciezko sie bieglo ze wzgledu na tlumy. Kolo 20 km zatrzymalem sie na minute dokupic butelke wody w restauracji - byla straszliwa kolejka bo to dzis dzien kobiet, obiady, lody itp i chcialem zrezygnowac, ale dogonil mnie kelner i podarowal butelke wody - mowi ze czesto zatrzymuja sie u nich po wode biegacze z dluzszego dystansu i oni wszystko juz maja obcykane. Bardzo milo, a ze lody wygladaly u nich swietnie, obiecalem ze wroce wieczorem z zona ;) W dobrym nastroju i zdrowiu dotarlem do domu, tlenowo jest bajka, nogi ciazyly od 25 km ale jestem na zmeczeniu codziennymi treningami wiec nie panikuje. Zjadlem, chwilke poczytam i w droge - na dlugi spacer z psami, no i na rzeczone lody z malzonka wieczorem.. ;) Z okolobiegowych spraw - wreszcie moglem wyskoczyc w wiosennym stroju, bez warstw i cudowania, majtki, koszulka, buty i skarpetki - rewelacja znow biegac na lekko. W poludnie bylo 17 stopni ;)







Zmieniony przez - xzaar77 w dniu 2015-03-08 15:27:31

Żeby niemiecki kelner za Polakiem w barwach z wodą....koniec świata się zbliża....:)

A tak poważnie: bardzo miły gest, zawsze niezmiernie mnie porusza kiedy ktoś nie musi a zrobi...

U mnie tez dzisiaj 17 st C, co to będzie za dwa miesiące w dniu D..

heinz

U mnie tez dzisiaj 17 st C, co to będzie za dwa miesiące w dniu D..

Heinz... Masz cholerną rację Aż spojrzałem na swój termometr, a tu 14 stopni.

Nie chcialbym krakac, ale z moich notatek wynika, ze gdy analizowac moje starty w roku 2014 - od kwietnia do wrzesnia, czyli maraton, 4 triathlony, bieg komandosa, aquathlon, bieg Dominika, no i prawie ultramaraton w Puszczykowie - to srednia temperatura w dniu startu wynosila.. 26,5 stopnia celsjusza.. Mam nadzieje, ze gorzej nie bedzie ;) Trzeba dbac o nawadnianie i chlodzenie, mam w domu mistrzynie w tej dziedzinie, wiec jest sie od kogo uczyc. U nas jak wspominalem wiosna, pieknie, slonecznie, cieplo i sucho. Ale Zosia jest ponad to, na calej wielkiej lace znalazla 1 metr kaluzy, skrupulatnie go wykorzystujac. Nie pytajcie mnie jak wyglada moje auto, bardzo Was prosze ;)





Zmieniony przez - xzaar77 w dniu 2015-03-08 18:35:33

będziesz kąpał potem psine :D.... i samochód