...
W moim przypadku rozbieznosci w zuzyciu wody na treningach sa ogromne, w zaleznosci przede wszystkim od temperatury, ale tez zwyczajnie dnia, oczywiscie tempa. Ogolnie poce sie zwykle ogromnie, na biegu pije sporo, a juz na rowerze pije malo, zwykle za malo - zreszta to moja najwieksza obawa przed Gdynia i Malborkiem, dyscyplina w nawadnianiu i odzywianiu. Dokladne ilosci trzeba wypraktykowac, ale pamietac nalezy o tym ze gdy chce nam sie pic to juz jest o krok za pozno, a gdy czujemy glod - wlasciwie jest po ptakach, jesli do mety jest dalej niz kilka minut - oczywiscie w kontekscie scigania, bo dla takiego turystycznego zwiedzania tras jak moje nie ma problemu, zje sie i poleci dalej ;) Zreszta, w Malborku planuje klasyczne kanapki z serem na rower i na bieg, nie wyobrazam sobie 13 czy 14 godzin na zelach w tubce ;)
Jestem juz w domu, dzis silownia w planie i odsypianie, zabalowalem w Poznaniu i wyjechalem pozno, odczuwam brak snu. Jestem sam na najblizsze 4 tygodnie, chuda zostala pod opieka lekarzy w trojmiescie - z jednej strony bedzie mi ciezko, bo przyzwyczailem sie do pomocy w kwestiach prania, zywienia i wszystkiego, co w domu zrobic nalezy - z drugiej moze i przyda sie powrot do rzeczywistosci. Ogromny minimalizm mnie dopadl, trenuje ale nie zawracam sobie glowy zrzutami, pomiarami itp, jem jak najprosciej, spie. Mialem wczoraj kilka godzin w podrozy na rozmyslania nad calym tym swoim sportem, smieje sie z siebie jak bardzo zmienia sie podejscie w czasie, widze to po innych, ktorzy dopiero rozpoczynaja i pamietam, jak to bylo. Czlowiek spedza wiele godzin czytajac, planujac, uczac sie i motywujac, a dzis, wlasciwie u progu szczytu sezonu ide, robie trening, wracam, zapominam i jestem szczesliwy. Zbyt wiele czasu poswiecalem na planowanie i analizy w stosunku do poziomu sportowego. Chyba przyszedl czas gdy nauczylem sie naprawde bawic tym wszystkim.
Najwazniejsze na te chwile jest to, ze moge dosc swobodnie biegac. Nie wiaze sie to niestety z zadna rewolucyjna poprawa stanu mojego zdrowia, a jedynie z ogromnym ograniczeniem obciazej, ot, byle troszke biegac. No, moze truchtac, ale to wiecej niz nic - tempa w okolicy 5:30 sa dla mnie osiagalne bez odczuwalnego dyskomfortu, oddala sie wiec widmo maratonu w Malborku bez jakiegokolwiek przygotowania biegowego, jakies wybiegania uda sie chyba zrealizowac. Inna sprawa, ze na trase maratonu trzeba bedzie doplynac i dojechac rowerem, i tu pracuje bez zaklocen nad tym, by dotrwac w jako takim zdrowiu. Czas uplywa i wyglada to tak ze na Poznan sie ciesze, na Gdynie wykazuje entuzjazm doprawiony obawa, a Malbork.. powoli zaczyna snic mi sie po nocach ;)