O swicie ( w sumie przed switem ) wita mnie obrazek jak wyzej - te treningi sa w luksusowych warunkach. Uwielbiam plywac, gdy jestem sam w niecce. Standardowy interwal kraul, nieco nog, nieco innych styli. Po poludniu bieganie - mocne interwaly na mechanicznej, zgodnie z wytycznymi z tabel Danielsa.
Na koniec cytat, Justynka Kowalczyk - bardzo bliski mi punkt widzenia, coraz blizszy ;)
Bieg po granicy przetrenowania - taki jest sport na mistrzowskim poziomie. Z ogromu wymaganej pracy nawet dobry amator nie jest sobie w stanie zdać sprawy. Ale wyczynowy sport to też dużo lenistwa. Może trudno w to uwierzyć, ale wytrzymałościowcy większość doby spędzają w łóżku.
Tuż przed rozpoczęciem igrzysk w Soczi furorę robił wywiad, w którym arcymistrz biatlonu Ole Einar Bjorndalen opowiadał o ostatnich tygodniach przygotowań. O tym, że spał na twardej pryczy, nie miał dostępu do internetu. Nie było tam telewizora, jadł tylko najprostsze potrawy. Niby dziwne, ale cudowne w swojej prostocie. Sportowy wyczyn lubi proste rozwiązania. Twarde łóżko? Czasem ból pleców nie pozwala zasnąć na normalnym. Brak rozrywek? Oszczędność czasu. Tylko wysiłek, prysznic, posiłek, sen. I tak trzy razy dziennie. Żadnych naglących maili, żadnych porad pseudoekspertów. Żadnej presji. Organizm ma dostać jak najmocniej w kość, ale i jak najwięcej w międzyczasie wypoczywać. Im ciało bardziej wypoczęte, tym więcej na kolejnym treningu przyswoi. A nie jest łatwo się tak odciąć od wszystkiego. Sportowiec nie żyje sam na świecie. Chce się rozwijać w różnych kierunkach. Czasem szuka zapomnienia gdzie indziej. I właśnie wtedy, gdy z jakichś przyczyn nie można wykorzystać każdej wolnej chwili na sen, trzeba się uciekać do innych sposobów regeneracji.
Plan treningowy podzielony jest na mikrocykle. Każdy z nich to kilkudniowy, powtarzalny okres pracy. Każdy mikrocykl kończy się dniem wolnym. W moim przypadku - prawie wolnym. Bo nie cierpię dni, w których nie mam ani jednego wysiłku. Wieczór przed wolnym to czas na zabiegi regeneracyjne. Najpopularniejsza wśród sportowców jest sauna. Pomaga pozbyć się toksyn, rozluźnia, poprawia odporność. Są różne szkoły korzystania z sauny. U trenera Aleksandra Wierietielnego obowiązuje tylko jedna zasada: sauna ma sprawiać przyjemność. Żadnego liczenia minut. Czujesz, że masz dość - wychodzisz. A czasem można mieć dość naprawdę szybko. Wtedy, gdy w ruch idą wieniki. Wieniki to osuszone gałązki brzozy, które się najpierw rozmacza, a potem bije nimi całe ciało w rozgrzanej do ponad stu stopni saunie. Pierwszą, która mi to pokazała, była koleżanka z Magadanu. Ledwo się z tej sauny wyczołgałam. Za to następnego dnia moje mięśnie były fantastycznie rozluźnione. Saunę można połączyć z solanką. Z jacuzzi. Z lekkim pływaniem. I oczywiście z masażem. Bez dobrego masażysty w dzisiejszym sporcie wyczynowym ani rusz. Spotkałam wielu doskonałych fizjoterapeutów. Doskonałych masażystów - zaledwie czterech.
Rok sportowca to kilkadziesiąt takich mikrocykli treningowych. Jedne mają kształtować wytrzymałość, inne siłę, jeszcze inne przemiany beztlenowe. Są też takie, które mają organizm roztrenować. To czas po sezonie. W przypadku narciarzy biegaczy: koniec marca i cały kwiecień. Czas na leczenie i ładowanie akumulatorów. Prawie zawsze połowę tego czasu spędzam w sanatorium. Takie odgórne ministerialne zalecenie. Mądre. Oczywiście chciałabym być w tym czasie w innym miejscu. Zwłaszcza że to jedyne wolne tygodnie w roku. Wymigałam się kilka razy od tego obowiązku i potem żałowałam. W czasie przygotowań do następnego sezonu nie mogłam się opędzić od kontuzji. To naprawdę pomaga: borowiny, gimnastyka korekcyjna, kąpiele mineralne, pole magnetyczne, kriokomora. Działa, na placebo nie marnowałabym czasu. W czasie roztrenowania mam tylko jeden lekki wysiłek dziennie. Trucht. Rower. Długi marsz z kijkami. Pływanie. No i wycieczki w góry. Wszystko z niską intensywnością. Żadnej siłowni. Podczas pobytu w sanatorium mięśnie rozluźniają się na tyle, że trzeba uważać, by nie nabawić się kontuzji. Od początku maja można zacząć harówkę od nowa.
Znaleźć drogę między pracą a odpoczynkiem tak, by granicy przetrenowania nie przekroczyć, to największe wyzwanie dla trenera. Wiadomo, że trzeba pracować ponad siły przez długie lata, by coś osiągnąć. Wiadomo też, że kontuzja może odebrać sportowe marzenia w ułamek sekundy. A najczęstszą przyczyną kontuzji jest przemęczenie. Z kolei bez przemęczenia nigdy nie postawi się kolejnego kroku w górę. I bądź tu mądry. Jest się gdzie na tej drodze potykać. Odpoczywać trzeba się nauczyć. Można się nauczyć. Tak mówią. Dla mnie to najcięższe zadanie. Pewnie dlatego tak daleko zabiegłam. I pewnie dlatego mój organizm przypomina o tym już na każdym kroku. Sport na tym poziomie nie ma już nic wspólnego ze zdrowiem. Każdy zawodowiec zdaje sobie z tego sprawę. Ale to cena, którą bez mrugnięcia okiem jesteśmy gotowi płacić za satysfakcję, którą sport w zamian daje.
PS, tak ogladalem te zdjecia z debiutow i Zelistrzewa, i mnie jednak bardziej przekonuja takie sportsmenki. Taki gust ;)
Zmieniony przez - xzaar77 w dniu 2015-03-10 20:08:02